Te dni są dla nauczyciela polskiego bardzo trudne. Najpierw na maturach pisemnych (choć nie na nauczanym przedmiocie), a później na zmianę w innej szkole i własnej. Od rana do 16-17. Cały czas na najwyższych obrotach. Dodatkowo w sobotę i niedzielę sprawdzanie egzaminów pisemnych. Takie miłe dwa i pół tygodnia. Oczywiście można powiedzieć: „Sam chciałeś, Grzegorzu Dyndało”. Nikt cię nie zmuszał, nawet było ci miło, gdy okazało się, że tak jesteś potrzebny. Można powiedzieć, ale nie zmienia to faktu, że sytuacja jest nieznośna. Od dwóch tygodni nie byłem w teatrze! I jeszcze przez tydzień nie pójdę, bo źle by było, gdybym zaczął na jakimś spektaklu podchrapywać. I tak ostatnio oczy mi się zamykały, gdy słuchałem prezentacji o jakichś piosenkach czy wierszykach.
Ale już bliżej do końca niż dalej. I coraz więcej znaków zapytania:
– Czy ustna prezentacja z polskiego musi być zawsze wykutym „na blachę” piętnastominutowym tekstem, w czasie prezentacji którego nauczyciel nie ma możliwości wtrącenia swoich trzech groszy? I jak te katarynki oceniać? Wysoko czy nisko?
– Czy uczeń, gdy przyzna się, że nie czytał lektury, o której mówi na prezentacji, nie powinien automatycznie rezygnować z dalszego ciągu męczenia się przed komisją i pojawić się w szkole za rok?
– Jak ma postąpić komisja, gdy prezentacja jest nie na temat, bo uczeń wyobraża sobie, że można mówić cokolwiek? Jednak owo cokolwiek ma sens, a lektury do owej prezentacji na pewno przeczytane?
– Czy nie powinniśmy wraz z dostarczoną przez uczniów bibliografią otrzymywać do przeczytania te teksty, które są trudno dostępne? I czy nie powinno to mieć miejsce z odpowiednim wyprzedzeniem?
Pytań mogę postawić więcej, szczególnie, że czasem wiązać się one będą z relacjami uczeń – moja koleżanka nauczycielka, bo przecież często uczeń pokazuje niedostatki warsztatu tejże koleżanki. Dlaczego konspekt wypowiedzi nie jest zgodny z tematem? Dlaczego uczeń tematu nie zrozumiał? Dlaczego literatura przedmiotu lub podmiotu jest tak zawężona albo rozszerzona? Czy może być tak, że uczeń (wszak człowiek pełnoletni) nie pokazuje nauczycielowi ani bibliografii, ani konspektu i kompromituje się na egzaminie?
Na szczęście te pytania dotyczą niektórych abiturientów szkół (których z przyzwyczajenia nazywam uczniami). Na szczęście. Bo co by było, gdybyśmy większości naszych milusińskich stawiali po kilka punktów? Tak nie jest. Średnia w niektórych klasach jest wysoka. Chciałoby się jednak, by była jeszcze wyższa.
