Za nami koniec roku szkolnego. Jaki był to rok? Wydaje mi się, że zwyczajny, normalny, przeciętny… Przecież nic nadzwyczajnego w czasie minionych dziesięciu miesięcy się nie wydarzyło. Uczyliśmy zgodnie z opracowanymi jakiś czas temu programami. Ponieważ już po raz trzeci przygotowywaliśmy młodzież do matury, więc było jasne, że weszliśmy już w pewien rytm, który się za bardzo nie zmienia. Szkoła jest organizmem statecznym i bieżąca polityka nic w klasie nie zaburza.
Myślę jednak, że w tej naszej małej stabilizacji tkwią pewne niebezpieczeństwa, które można spróbować przestawić. Oczywiście interesuje mnie język polski i o ni słów kilka.
Po pierwsze coraz wyraźniej widać, że brakuje w gimnazjum normalnego kursu historii literatury, a takiego kursu nie ma przecież w szkole pogimnazjalnej. Jeżeli nauczyciel nie chce (a przecież nikt nie zauważy jego niedoróbek), może nie omawiać poszczególnych epok literackich i liceum opuszczą osoby nie mające pojęcia, czy romantyzm był przed czy po pozytywizmie (trochę przesadzam, ale tylko trochę).
Po drugie (tak jak to ma miejsce na poprzednich etapach kształcenia), zaczynamy uczyć „pod egzamin”, co w moim przypadku może się zamknąć omówieniem lektur i poćwiczeniem pisania tzw. testów i wypracowań maturalnych. Najważniejsze wszak to domyślenie się przez maturzystę, jak zbudowany jest klucz wypracowania. A sama jakość i oryginalność tekstu jest wtórna. A ja nie wiadomo po co proponuję czytanie dodatkowej lektury współczesnej (Panie profesorze, tego nie będzie na maturze – słyszę). Zachęcam do chodzenia do teatru. Wymagam znajomości najważniejszych zabytków Warszawy…
Po trzecie prezentowanie cudzych tekstów na maturze ustnej jest już na porządku dziennym. Uczeń nic nie potrafi powiedzieć w trakcie rozmowy, ale tych sześć punktów jakoś dostaje. Może więc ustalić takie kryteria, takie zasady, że gdy w trakcie egzaminu ustnego okazuje się, że egzaminowany recytuje tekst przez siebie nieopracowany, automatycznie będziemy proponować mu przyjście rok później? Męczy mnie nasze wieczne patrzenie na dorosłych wszak ludzi jak na przedszkolaków, którym przecież krzywdy zrobić nie możemy. A cóż to za krzywda, jeżeli nasz dziewiętnastoletni przedszkolak nie przeczytał lektury, o której mówi?
Cóż, wykształcenie średnie to nie to samo co matura. Można ze zwykłym świadectwem ukończenia szkoły pogimnazjalnej żyć długo i szczęśliwie. Prawda?

Prawda