„Sztuka ulicy” jest znakomitym festiwalem dla każdego. Znajdą tam dla siebie widowiska i starzy, i młodzi. Jednak przy natłoku propozycji trudno wybrać to najlepsze przedstawienie. W niedzielę padło na „Walkę postu z karnawałem”.
Właściwie to niesłychanie proste. Mamy uczucia wyższe i niższe. Takież potrzeby. Niejeden z nas będzie myślał o zabawie, hulankach, rozpuście – drugi o wartościach znacznie wyższych, wśród których znajdzie się miejsce dla Boga. Jeden wyda prosty wyrok na ladacznicę – ściąć jej głowę, drugi wszystkie błędy jej wybaczy i zaopiekuje się nią. Tu post, tam karnawał. Stary średniowieczny moralitet zaprezentowany przez teatr ruchu. Ponoć rzecz dotyczy księżnej Jadwigi i Henryka Brodatego – postaci historycznych, żyjących na przełomie XII i XIII wieku. Ale my nie znamy ich dziejów, patrzymy na kolejne, przesuwające się nam przed oczami obrazy. Na tle sugestywnej muzyki cały czas zastanawiamy się, czy wygra mądrość i dobro, czy też dla człowieka będzie ważniejsza pusta zabawa. Wszak w każdym z nas od wieków rozwijają się te dwie przeciwstawne postawy, pozostaje pytanie, jakie między nimi są proporcje… Uniwersalizm przesłania całego przedstawienia jest jednoznaczny.
Teatr Formy radzi sobie z prezentacją „Walki…”. Tu świętość, tam zabawa. Więc nie dziwmy się inscenizatorowi, że i w tym przypadku najpierw pokazuje dwa oblicza średniowiecza, by chwilę później mówić: – Jesteśmy tylko ludźmi, nie można od nas zbyt wiele wymagać. Ale szaleni z lekka rybałci zainteresują się Biblią. Tam przeczytają o tym, jaki ma byc człowiek. Bo można, zdaniem Józefa Markockiego sprzeczności reprezentowane w każdym z nas pogodzić.
Dobrze było obejrzeć „Walkę postu z karnawałem”. Udało się – świątobliwa Jadwiga wypije alkohol, ale sama przejdzie przez płonąca bramę piekielnego kościoła, niedostępnego dla zwykłych śmiertelników. Pozostanie świętą. A rybałci pojadą dalej, pokazywać cyrkowe sztuczki w innym, kolejnym mieście. Na swym wozie będą wśród różnych atrybutów wieźli Biblię.