Trzeba mieć niesłychanego pecha. I to nie ja, ale cała organizacja. I to przez zwykły, normalny deszcz. To nawet to nie była wichura, jak w 2000 roku w Gnieźnie. Tylko solidny deszcz.
Najpierw apel sobotni – otwarcie zlotu. Na boisku kilka tysięcy harcerzy, na trybunie kilkanaście zacnych osób, w tym prezydent Ryszard Kaczorowski i pani minister Anna Fotyga. A nad nami pech – okropne chmury, z których spadają co prawda dość ciepłe, ale rzęsiste krople. Nie można stać spokojnie, uczestniczyć w apelu, gdy wszystko wokół staje się coraz bardziej wilgotne…
Swoją drogą bardzo się dziwię takiej napuszonej, apelowej formie rozpoczęcia zlotu. Ten marsz naszych przemokniętych harcerzy był nieco groteskowy. W tej sferze jesteśmy mało skautowi. Na całym świecie otwarcie zlotu to manifestacja młodości i radości – u nas pseudowojskówka, przytupywanie, salutowanie sztandarami, stanie w szeregach, wysłuchiwanie rozkazów. Nie, nie doszliśmy tu jeszcze do skautingu.
Niedziela była jeszcze gorsza. Najpierw większość harcerek i harcerzy nie dotarła do Kielc na mszę (transmitowaną przez telewizję, z prymasem Glempem jako jednym z koncelebransów). Ale tym razem to już nie był deszcz, lecz burza z piorunami. Woda płynęła jezdniami, tak że nie można było przez nie przejść. Ci, których miałem możliwość obserwować na placu przed katedrą, byli przemoczeni do suchej nitki.
Nie zdziwiliśmy się więc, gdy w czasie wieczornego koncertu na Kadzielni po czterdziestu minutach występu zaczęło najpierw siąpić, a później solidnie padać. W amfiteatrze pozostało kilkaset osób (ja też), ale jak dobrze się bawić, gdy wszędzie jest tak mokro?
Zastanawiam się więc, czy nie jest tak, że Ten, Co Na Górze nie jest nam specjalnie przychylny? A może chce nas doświadczyć i sprawdzić, czy jesteśmy prawdziwymi skautami i pogwizdujemy w każdych okolicznościach? Nie wiem.
2 thoughts on “Kielce, czyli deszcz”
Comments are closed.
Ależ Druhu, manifestacja młodości radości, miłości była na końcu zlotu. Na koncercie finałowym. Nie, nie… nie mówię tu o tej „gierkowskiej” żenadzie, na której chciało mi się płakać i na której wstydziłem się, że noszę mundur. Mówię o momencie kiedy prawie wszyscy już sobie poszli – gdyż druh prowadzący olał fakt, że po jego popisach będzie jeszcze koncert. A wtedy na scenie zainstalował się zespół Zakaz Wyprzedzania i dał naprawdę najwspanialszy koncert tego zlotu, na którym od radości aż kipiało.
Nad wszystkimi twardogłowymi druhami – organizatorami tego wieczoru – opuśćmy zaś klapę milczenia.
Dzieki za ciekawe informacje