Dziś w warszawskiej katedrze pogrzeb księdza harcmistrza Zdzisława Peszkowskiego – człowieka instytucji, kapłana nietuzinkowego, powszechnie znanego w Polsce. Odczytano wspomnienie-kazanie kardynała Glempa o zmarłym, kilka osób już po mszy wygłosiło dodatkowo swoje krótkie wspomnienia. Tak tekst księdza Prymasa, jak i pozostałe głosy zupełnie do mnie nie przemawiały. Nie znałem dobrze prałata Peszkowskiego, rozmawiałem z nim tylko kilka razy, ale w czasie pogrzebu nie zauważano tego, co wydaje mi się w przypadku zmarłego najważniejsze.
Są osoby, które mają swoistą charyzmę, ludzie stanowczy, konsekwentni, silni duchem, skupiający na sobie zainteresowanie bliźnich. Lubią kierować innymi, są urodzonymi przywódcami. Często to ludzie kontrowersyjni, ale ludzie z niebywałą pasją. Z pasją życia i pasją czynu.
Takim pasjonatem, taką postacią nietuzinkową był ksiądz Peszkowski.
Mały obrazek z przeszłości. Połowa lat czterdziestych ubiegłego wieku. Indie, w których przyjęto z terenów Rosji i Kazachstanu duże grupy polskich dzieci. Wielu „Indian” (tak o sobie mówią) zapisuje się do drużyn harcerskich. I własnie tam działa wspaniały instruktor harcerski w stopniu harcmistrza Ryś-Zuch. Prowadzi szkolenia, pomaga drużynom, nawet w niebywale trudnych warunkach organizuje dla kadry obóz wędrowny. Obóz wędrowny po bezdrożach Indii! Ryś-Zuch – Zdzisław Peszkowski (zanim zostanie kapłanem, upłynie prawie dziesięć lat) to prawdziwy harcerz. Po latach będzie nie tylko naczelnym kapelanem ZHP działającego poza granicami Kraju, ale także przyjacielem wszystkich „Indian” oraz kapelanem Rodziny Katyńskiej, o czym wszyscy wiemy.
Ksiądz Peszkowski zafascynowany był polskimi kresami, to on ponad piętnaście lat temu ukuł hasło „Szaleństwo Wschodu”, które przejeliśmy do pracy w ZHP. To szaleństwo (tak mógł powiedzieć tylko On) polegało na pomaganiu Polakom na Wschodzie, organizowaniu tam drużyn harcerskich, przyjmowaniu ich w kraju na pobyt wakacyjny, pomocy w odzyskiwaniu polskiej tożsamości. To było bardzo pozytywne, konkretne wyjątkowe szaleństwo.
Tak, zupełnie niebywały był harcmistrz Peszkowski, szkoda, że już nie ma go wśród nas.