Posłuchałem Pana Profesora. Nie byle kogo – samego profesora Akademii Teatralnej. Znawcy i specjalisty. Człowieka mojego pokolenia, a więc nie młodzieniaszka. Niejeden wykład dla wielkich i malutkich głosił.
Tym razem dla uczniów szkół średnich, a więc i dla „mojej” Ie komentował spektakl „Zabawy” Sławomira Mrożka, wystawiany z powodxzeniem od ponad dziesięciu lat przez Teatr Montownia. Jednoaktówka znakomita, grana świetnie. Miód na profesorskie serce. W dodatku pan Profesor uczył niegdyś aktorów w tym spektaklu występujących. I wszystko byłoby piękne, gdyby nasz znakomity profesor do wykładu się przygotował, gdyby miał choć maleńki konspekt, gdyby wiedział, co maluczkim chce autentycznie przekazać.
Ale Profesor – świetny mówca (to zawieszanie głosu, to modulowanie go, te wzmocnienia pojedynczych słów…) i erudytor poszedł na całość. Dygresje stały się główną zawartością wykładu, a główna (?) myśl wywodu stawała się nieczytelna. Rozumiem, że dygresja na temat pomarańczowego długopisu pana Profesora samego go zachwyca. Że zachwycony zachwyt tak przerósł pana profesora, iż nie było wiadomo, po co na ten temat mówi. O przypadkowości rekwizytów w teatrze? O rekwizytach świadomie wprowadzanych?
No właśne – zaproponował pan Profesor widzom, by wymienili, jakie rekwizyty pojawiają się na scenie. I co? Wymieniono rekwizyty. A pan Profesor zastanawiał się, czy „ćwiartka” z tekstu to nie rekswizytowe „trzy czwarte”. I zatrzymał się na czaszce Joricka. Opowiedział, co z taką czaszką robili studenci medycyny. Jak to dawali takiej czaszce papierosa i było to zabawne. Ale nie powiedział, dlaczego ta czaszka (jego zdaniem) pojawiła się w „Zabawie”. Pan Profesor to wie, ale przecież nie powie uczniom. Nie dlatego, że nie chce, po prostu zapomiał, bo łatwo się mówi o wszystkim i niczym, trudno analizuje spektakl.
Cóz, ja znam „Ślub” Gombrowicza i „Ferdydurke”, znam „Wesele”, kilka razy oglądałem „Hamleta”. Lecz młodzież? Czy nie należało jej tych tekstów przybliżyć, by lepiej rozumieli ten utwór Mrożka? Czy nie wypadało opowiedzieć też o obyczajowości Polaków w roku 1962? Przecież to dla moich uczniów czasy nieznane. Pan Profesor to wiedział, ale nie powiedział. Trzech parobków – dlaczego Mrożek nazwał ich parobkami? Tylko z powodu Gombreowicza? To chyba żart.
Siedziałem sobie na widowni, skrzętnie notowałem, co się dało. Dało się niewiele. Zaczynając od wstępnej definicji, o czym jest to dramat. Bo zdaniem pana Profesora to utwór o absurdzie poszukiwania zabawy. Hm… Ja nie byłbym wcale tego tak pewnym. Porozmawiam o tym z uczniami na lekcji. Może oni inaczej odpowiedzą na pytanie, czym „Zabawa” rzeczywiście jest.
