Czasami ktoś podrzuci mi jakiś tekst do zrecenzowania – jakiś wiersz, jakieś opowiadanie. Z nadzieją, że się zachwycę, że padnę na kolana i krzyknę: – Nowy Mickiewicz! (a czasem: – Nowy Gombrowicz!). Nie jest łatwo spokojnie i obiektywnie analizować współczesny tekst, bo ten podmiot liryczny jakiś dziwnie nieopierzony, bo ten narrator świat widzi jeszcze z perspektywy peryskopu okrętu podwodnego. Ot, trudna rola. Wydobyć coś najbardziej wartościowego, dominującgo, wykraczającego poza przeciętność…
Czasem też posłucham, gdy doświadczeni aktorzy czytają dramat debiutanta (i o tym dziś będzie poniżej). I staram się wydobyć tę głębszą myśl, to przesłanie, które miałoby się pojawić na scenie, gdyby tekst został wystawiony.
Posłuchałem więc „Trzepaka” Krzysztofa Kowalskiego. Jak na autora dramatu – młodzieniaszek, lada chwila stuknie mu czterdzieści lat. „Trzepak” to rzecz o drewnianym koniu w okularach, takim mocno podstarzałym, ruszać za bardzo mu się nie chce, jak go ktoś pomaluje, to nawet tego nie zauważa, mocny sen musi mieć… Jedn z Anonimowych Żartownisiów, który znęca się z zupełnie niezrozumiałych powodów nad zniszczoną zabawką, pisze na nim znane literki „H(Ch?)WDP”. Ot, Polska. Koń ma swoje marzenia – a to, żeby znaleźć się w Troi, tam byłby inaczej traktowany, a to żeby Nielot, który wszak latać nie umie, nie spadał mu ciągle na głowę.
Pomysł jak pomysł, można sobie o nim podyskutować. Ale akcja się nie klei, niektóre monologi nużą, świat ludzi i zabawek przenika się niejasno. Ot, gniot, nad którym można by było usiąść i coś z nim zrobić. Stworzyć baśń o strarości? Pokazać Żartownusiów i ich przemianę? Zamknąć opowieść na smętowisku (to taki cmentarz zabawek) i patrzeć na świat z punktu widzenia tego, co było niegdyś najukochańszym przedmiotem, prawie członkiem rodziny a dziś jest wyrzucone na śmietnik? Każdy pomysł jest do przyjęcia.
Ot, trudno recenzować młodych i nieco starszych, gdy ich świat nie ma ram, jest grą słów a nie grą treści. Bo nawet u Witkacego Czysta Forma była tylko teorią, a treści jego dramat posiadał, o czym napiszę niedługo, bo jutro idę na „Szewców” Klaty…