Szewcy? Jacy szewcy? W dwudziestym pierwszym wieku przekwalifikowani zostali na magazynierów i bezsensownie przenoszą z wózka na wózek drewniane palety, czasami stawiając je na scenie. U bram? Jakich bram? O jakich bramach jest mowa. Fakt. tytuł brzmi „Szewcy. U. Bram.”. O co w owym tytule chodzi? Nie wiem. I czy owym szewcomagazynierom naprawdę o coś chodzi? Czy Sajetan ma jakieś poglądy? Chce zmienić świat? Przejąć władzę? Czy szewcy-nieszewcy zamknięci i nie mogący pracować są na serio nieszczęśliwi? I co się może wydarzyć później?
Nie, tego nam Jan Klata w swej inscenizacji w warszawskim Teatrze Rozmaitości nie pokazuje. Niewiele zresztą pokazuje, budując dramat tylko z dwóch aktów „Szewców” Witkacego. Pozostaje więc w pamięci widza Prokurator Scurvy, który przecież jest panem Ziobro i hrabina Zbereźnicka jest przesłuchiwana przez prokuratora – szefa komisji sejmowej. Śmieszne to, chichramy co chwila, bo rozpalony do czerwoności prokurator reaguje na seksowny, niski i prowokujący głos hrabiny. Wszystko dzięki dobrym mikrofonom i głośnikom.
Cóż, z Witkacym można zrobić wszystko, ciąć, zmieniać, dopisywać dialogi, tylko niech zostanie on tym cudownym dramaturgiem, który chce nam pokazać paradoksy świata. Jan Klata (ze Sławkiem Sierakowskim) zlepia z tekstów Witkacego własny, współczesny polityczny świat. Ze ścianą telewizorów jako głównym rekwizytem, z której czasem prokurator do nas i do bohaterów przemówi. To nadużycie. Rozumiem, że można stworzyć antypisowskie widowisko, ośmieszać naszych polityków. Bo czemu nie? Ale dlaczego czynić to Witkacym? Czy w „Szewcach” prowadzący ze sobą dyskurs bohaterowie rozbierają się, by pokazać, iż nie mają przy sobie mikrofonów, telefonów komórkowych lub dyktafonów? Oczywiste, że nie. Ale uaktualnienie idzie w tym kierunku. W bucie, odrzuconym przez prokuratora taki mikrofon się znajduje. Ale te sceny z „Szewcami” nie mają nic wspólnego.
Bawi się więc Klata tekstem klasyka (chyba można tak Witkacego nazwać), bawi się współczesną sceną polityczną, pokazując jej absurdy. Bawi więc i nas – widzów. Lecz jeżeli dwaj panowie – twórcy przedstawienia – chcą pokazać nasz czas, niech napiszą dramat – tragedię lub komedię i nie męczą Witkacego, który w jakimś grobie na Białorusi pewnie się przewraca, bo za komentatora uniwersalnego dzisiejszych czasów na pewno być nie chce. Niech ten własny dramat wystawią. I wtedy na serio będzie można ich ocenić.