Na sali uroczyście. Kolejna premiera. Tym ciekawiej, bo dziś w Warszawie także premiera w teatrze Krystyny Jandy i Teatrze Wielkim. Kto pojawi się na którym przedstawieniu? Które z nich warszawka wyróżni? Choćby swoją obecnością. Kto siedzi na sali? Od kogo zacząć wymienianie bohaterów wieczoru? Może od bohaterów z ostatniej okładki „Polityki” – ludzi w kapeluszach, czyli Nelly i Jana? A może od premiera Mazowieckiego? Może od grupy dyrektorów teatrów? Albo licznie, wyjątkowo licznie reprezentowanych urzędników Urzędu Miasta (w tym Biura Kultury), od wiceprezydenta Warszawy Włodzimierza Paszyńskiego poczynając? Byli profesorowie Uniwersytetu nauki profesorowie Tazbir i Axer, krytycy i dziennikarze z paniami Paradowską (Polityka) i Derkaczew (GW) na czele. Aktorzy, aktorzy, aktorzy…
Bo w „Powszechnym” Izabella Cywińska wystawiła „Czarownice z Salem”. Dramat już klasyczny, prezentowany wielokrotnie. Czy można „Czarownice” odczytać na nowo? Zaprezentować kolejne podteksty? A może sędziego przedstawi się jako obiektywnego nad podziw ministra Ziobro? I będzie jak w Teatrze Rozmaitości?
Na szczęście, wbrew krążącym wcześniej pogłoskom, sztuka nie została przerobiona na współczesny proces czarownic. Akcja toczy się wartko, a gdy w drugiej części na scenę wchodzi Zbigniew Zapasiewicz, staje się ona jeszcze bardziej klarowna – i coraz szybciej zbliżamy się do nieuchronnej tragedii. Normalny teatr. Czy to możliwe?
Nie dziwię się więc, że warszawka po zejściu aktorów ze sceny mruknęła „kolejna klapa”. To ciekawe. Można dyskutować, czy aktorzy nie grali za bardzo ekspresyjnie, czy krzyk nie zagłuszył gdzieś treści. Czy pomysł z posadzeniem części publiczności na scenie miał jakiekolwiek uzasadnienie. Ale jakie było napięcie! Jak od sceny do sceny ono rosło! Choć czy po pierwszej, pokazującej szaleństwo dziewcząt, następne mogły wnieść jeszcze więcej emocji? Tu świetnym pomysłem było zaangażowanie młodziutkiej 16-letniej uczennicy szkoły baletowej. Kiedyś jeszcze o Laurze Dłutowskiej usłyszymy.
„Kolejna klapa”? Po oryginalnym „Weselu” (Albośmy to jacy tacy?), po „Miarka za miarkę”, po „Grubej świni”? O czym jest mowa? Pierwsza premiera pod dyrekcją nowego dyrektora Jana Buchwalda nie była gorsza niż za poprzedniej dyrekcji. A To, że warszawka mruknęła „klapa”? A niech sobie mruczy.