Nie, nie jest źle. W czasie czwartej doby pacjent się przyzwyczaja do swojej sytuacji. Niespodziewanie gdzieś po „obiedzie” około trzynastej ogarnia go chęć podrzemania (kto o takim ekscesie słyszał w pracy?). O szesnastej już nie zapomina o mierzeniu ciśnienia. Ulubione ciasteczko można znów kupić sobie w bufecie. a cisza nocna obowiązuje o dwudziestej drugiej…
Ktoś napisze maila, ktoś zadzwoni. Nawet gdy w czwartej dobie nie ma ani jednego badania, i tak dzień jakoś upływa bez stresów.
Choć może jeden malutki… W moim ulubionym Instytucie, gdzie sobie leżę, są trzy mądre maszyny do badania serca od środka. Wprowadza się jakiś wziernik przez tętnice udową i mądrzy ludzie to serce oglądają. Są te trzy maszyny teoretycznie. Ale w praktyce działa jedna. W efekcie taki pacjent jak ja, z niezagrożonym życiem, spada z badań w najbliższym czasie i będzie czekał, aż przyjdzie jego pora. To znaczy może być tak, że ta pora przyjdzie dopiero wtedy, gdy mądre maszyny naprawią.
Czyli sobie jeszcze poleżę. O czym komunikuję wszem i wobec.
PS Dziadek wyszedł ze szpitala – przebadany i zdrowiusieńki (jak na swój wiek). Teraz w mojej salce czekają na kandydatów dwa ślicznie zasłane łóżka. Pewnie w niedzielę zostaną zajęte.
1 thought on “Doba czwarta i piąta”
Comments are closed.
Adasiu, czemu nie zaskakuje mnie ton Twoich obserwacji o miejscu i mnie bardzo dobrze znanym. Jesteś absolutnie niepowtarzalny! I dlatego wracaj szybko, bo nam tu jesteś potrzebny. Będziesz miał szansę wymienić poglądy ze Stasiem:) o tym miejscu. Życzymy Ci wszyscy szybkiego powrotu do zdrowia. I czekamy na dalsze wieści. Pozdrrrrrrawiam od harcerskich muzealników! K.T.