Pewna znajoma i sympatyczna pani, niegdyś znakomita harcerka, powiedziała mi niespodziewanie:
– Czy ty długo jeszcze będziesz czynnym instruktorem? Czy nie możesz dać sobie spokój i pozwolić w harcerstwie działać młodszym?
Coś w tym jest. W pewnym wieku nie wypada latać w krótkich majtkach po lesie i udawać, że się ma dwadzieścia lat. Tylko pytanie, kiedy odejść? Czy można zostawić hufiec, jeżeli jest się w nim potrzebnym? Wydaje mi się, że nie. W organizacji mamy pełną demokrację. Do komendy hufca zostałem wybrany w tajnym głosowaniu. Nikt nie rozkazywał siedzącym na sali instruktorom wybierać właśnie mnie. Fakt, gdyby mnie nie wybrano, w komendzie mielibyśmy wakat i nie wiadomo, kto zajmowałby się w hufcu kształceniem. A nie jest to łatwa funkcja (czy w ZHP którakolwiek funkcja jest łatwa?). Za rok mamy wybory i wtedy zostanę zweryfikowany. Może nie dostanę absolutorium?
Dziś z radością działam mimo tego, iż w najaktywniejsze lata instruktorskiej służby mam już za sobą. Ale potrafię jeszcze przez dwa tygodnie (jak minionego lata) spać w czasie zlotu skautowego na ziemi w małym namiocie, mając za podkład jedynie tzw. karimatę. Potrafię poprowadzić zbiórkę, zajęcia na kursie, dyskusję… Jeżeli potrafię i chcę (a są tacy, którzy mnie słuchają), to może jeszcze przez czas jakiś warto być w organizacji? A gdy mi młodzi powiedzą: nie jesteś nam niezbędny, odejdę bez bólu, patrząc już całkiem z boku na Związek, któremu dałem z siebie bardzo wiele zapału i dni, miesiące i lata społecznej pracy. I pozostanie mi aktywność w komisji historycznej – też dobrze.