Jest to piękne uczucie. Po przedstawieniu teatralnym wychodzę z sali i mówię: „To był prawdziwy, przyzwoity teatr”. Niezbyt często taki tekst udaje mi się wypowiedzieć. Niektórzy chcieliby, abym w taki sposób chwalił wszystkie spektakle Teatru Rozmaitości, kryjącego swą nazwę pod złowrogim TR. Ale nie. Niech sobie zawodowi recenzenci piszą o sztuce (przepraszam – Sztuce) w tym i innych teatrach. Ja pozostanę zwykłym oglądaczem i nie mam zamiar zachwycać się ową „sztuką” czy też „Sztuką”… Pewnie jestem obrzydliwym konserwatystą, co mi pozostało po latach minionych.
A więc obejrzałem „Zbrodnię i karę”. Są tacy, którzy porównują ten spektakl do przedstawienia w krakowskim Teatrze Starym. Ale ja nie muszę tamtej „Zbrodni i kary” znać. Są tacy, którzy będą wybrzydzać na scenografię, muzykę, reżyserię. Ja wybrzydzać nie będę. Spektakl mi się podobał.
Jaka jest ta „Zbrodnia i kara”? Zwarta, wymowna, jednolita w konwencji, ze świetną muzyką i właśnie scenografią. Bartosz Opania znakomicie gra Raskolnikowa. Piotr Fronczewski (w świetnej formie) jest cudownym Porfirym. Na tych dwóch aktorach opiera się przedstawienie. Ciekawa jest rola Haliny Łabonarskiej, która gra jakby nie zważając na partnerów. Czego chcieć od gwiazdy starszego pokolenia.
Na niewielkiej powierzchni sceny zostały wyczarowane dwie sypialnie, jedna ulica i pokój biurowy. Na dodatek przy ulicy stoi dom z kilkoma mieszkaniami. Tam Raskolnikow popełnia podwójną zbrodnię.
Zawsze, gdy jestem w teatrze, zastanawiam się, czy warto na przedstawienie zaprosić moich 17-18-letnich uczniów. Tym razem warto.
PS Obejrzałem też ostatnio „Siostry” w Teatrze Dramatycznym – spektakl zainspirowany „Trzema siostrami” Czechowa – także klasyka literatury rosyjskiej. Czegoś tak nudnego od dawna nie oglądałem. Piotr Cieślak postanowił uśpić widzów męcząc na scenie kilka dobrych aktorek. Okropność.