W sobotni poranek w kawiarni „Nowy Świat”, udającej (mało udanie) kawiarnię „Pod Pikadorem”, spotkanie na temat warszawskiej inteligencji. Inteligencji? Raczej miejsc, gdzie owa inteligencja mogłaby się spotykać. Zawężono temat, choć moderatorem dyskusji był Tomasz Jastrun. Może dlatego, iż już na początku stwierdzono, że warszawska inteligencja zginęła w Powstaniu Warszawskim i do tej pory się nie odbudowała?
W czasie dyskusji zadawałem sobie kilka zasadniczych pytań. Czym jest inteligencja warszawska? Jak zdefiniować w ogóle inteligencję – czy dziś ona istnieje? Może zmarła ona pod koniec lat czterdziestych, gdy wdziano na nią pancerz socrealistyczny. Czy nie jest to słuszna teza?
A jeżeli inteligencja (pomimo wszystko) jest, to zgromadzeni prawie że chórem rozprawiali, iż musi ona mieć swoje miejsca – najlepiej kawiarnie – gdzie mogłaby spędzać czas w trakcie inteligenckich (a więc i inteligentnych) rozmów. Koniecznie rozmów. W sobotni poranek zaatakowano aktualne sposoby porozumiewania się (sms-y, maile) jako niegodne prawdziwego inteligenta. Pewnie to prawda, wydaje się, że sms-ami nie da się podyskutować ani o istotnych współczesnych problemach egzystencjalnych, ani o niedawno przeczytanej książce.
Tylko jest tu pewien kłopot. Współczesny inteligent musi mieć trochę pieniędzy i dużo czasu. Dodałbym do tego jedną ze znanych mi cech inteligencji – osobnicy ci muszą być leniwi. Bo w przeciwnym wypadku nie zajmowaliby się rozmowami na tematy wszelakie, tylko jak małe parowoziki zarabialiby duże, duże pieniądze. A te, jak każdy inteligent wie, szczęścia nie dają. Więc muszą mieć inteligenci pieniądze. Tylko skąd?
Rozmowa zeszła na miejsca inteligentom przyjazne, jak sprecyzował to Włodek Paszyński – „czułe”. Ta „czułość” wzięła się oczywiście od „Czułego barbarzyńcy” – jednego z nielicznych lokali warszawskich (wymieniano jeszcze Chłodną 25), łączących kilka funkcji – biblioteki, czytelni, kawiarni, sali koncertowej, klubu… W Krakowie łatwiej, opowiadał o tym właściciel „Szafy”. Ale Kraków, co stwierdzono, inteligentów w starej tradycyjnej formie posiada. I miejsc, gdzie mogłaby się oni spotykać. No cóż, okazało się, że znów lepszy jest Kraków od Warszawy.
To jednak dziwne zjawisko, te potrzeby naszej stolicy. Gromkie wołanie o przestrzeń dla określonej grupy, która funkcjonuje na marginesie społeczeństwa. Nie zajmują się nią politycy, choć są tacy, którzy chcieliby do inteligencji się zaliczać. Nie zajmują biznesmeni. Ani ci potężniejsi, ani ci z małymi pieniędzmi. Nie ma związku inteligentów z „marginesem”, nawet jeżeli ktoś z literatów o owym „marginesie” pisze. Oczywiste, że robotnik i inteligent to przeciwstawne sobie postacie. Komu ma więc zależeć na inteligencji? Samym nielicznym inteligentom? Przecież oni nic już dziś w Polsce nie znaczą. No przepraszam, jeszcze Włodkowi Paszyńskiemu, którego też do inteligencji zaliczyć należy.
Od czasu do czasu wspominam uczniom, których uczę, że będą oni polską inteligencją, że dobrze powinni rozumieć świat i otaczające nas zjawiska. I nie wiem, czy takie rozmowy mają sens. Czy etos inteligencji do nich dociera.
Na razie niech powstanie w Warszawie dziesięć „czułych” miejsc, niech coś się zmienia. Bo dlaczego by nie?
3 thoughts on “Inteligencja”
Comments are closed.
Szanowny Panie Adamie,
Przeczytawszy parę pańskich wpisów, czy też raczej felietonów, pozwalam sobie skomentować właśnie ten, choćby z racji tego, że jest najnowszy.
Niech się zmienia, owszem. Musi. Zbolała garstka „inteligentów” coraz głośniej jęczy i skamle o własny kąt. I może to trochę śmieszne, może takie miejsca są sztucznymi tworami udającymi dawne klimatyczne kawiarnie, idealne do inteligentnych ( i -ckich) dyskusji, ale bez nich nieunikniona byłaby śmierć pod natłokiem McDonald’sów, Coffe Heaven itp.
Myślę, że warto podejmować choćby próby powrotu do pewnych wartości, może w końcu staną się komuś potrzebne…
pozdrowienia ślę,
a.
PS Proszę nie tracić nadziei i wiary w potencjał licealistów! Do niektórych dociera ten etos.
Jeżeli chodzi o licealistów, to nadziei nie tracę. Inaczej bym w szkole nie pracował.
A kawiarnie w rodzaju „Czułego barbarzyńcy” są bardzo potrzebne. Tylko powstawać one powinny oddolnie (tak jest w Krakowie) a nie jako inicjatywa władz miasta. Ale to temat na dłuższą wypowiedź…
co racja, to racja. Z tym nie zgodzić się nie można.
pozdrawiam,
A.