Za chwilę wydany zostany 250. numer „Czuwaj”. Redakcja zadała mi kilka pytań. Nie wiem, co ukaże się w druku. Dlatego odpowiedzi drukuję w pełnej werski poniżej.
Byłeś redaktorem naczelnym od 1994 r. do 2003 roku. To prawie dziesięć lat. Jak stało się, że zostałeś naczelnym?
Gdy naczelnik Ryszard Pacławski zaproponował mi przejęcie pisma, miał prośbę: „Zrób z Czuwaj pismo żywe, pokazujące Związek takim, jakim jest. Pismo krytyczne. To nie ma być to gazeta grzeczna, niech złości, niech denerwuje, niech pobudza do myślenia”. Pamiętajmy, że miałem za sobą ośmioletnie kierowanie Drużyną – Na Tropie, która – ceniona przez czytelników – nie było ulubionym czasopismem ówczesnej (przed Zjazdem Bydgoskim) Głównej Kwatery. Ryszard wiedział, na co mnie stać.
Jak gazeta odpowiadała na potrzeby Związku?
Związek w tych latach przeżywał swoje wzloty. Czuwaj towarzyszył cały czas każdemu ważnemu wydarzeniu naszej organizacji. Jednym z nich było wejście do skautingu. Obserwowaliśmy, komentowaliśmy. Mieliśmy przez jakiś czas felietonistę, jakiego nie ma dzisiejsze Czuwaj – był nim druh Stefan Mirowski, przewodniczący ZHP. Chciałbym, aby dziś ktoś nas wszystkich w taki sposób potrafił kształtować.
Związek przeżywał też swoje upadki – coraz słabsze obozownictwo, ciągłe kłopoty (to problem aktualny) z przestrzeganiem przez kadrę Prawa Harcerskiego, zmniejszanie się stanu liczebnego organizacji itd., itd. Czasami w związku z tym byłem brutalny, niektórzy chyba do dziś mają mi za złe, że opisałem pijaństwo w czasie jednego ze spotkań komendantów chorągwi na Głodówce.
Jak zmieniał się Czuwaj przez ten czas?
Byłem w komfortowej sytuacji. Brałem udział w posiedzeniach Rady Naczelnej, zbiórkach Głównej Kwatery. Wiedziałem, co się dzieje w harcerstwie na szczeblu centralnym, a przecież cały czas byłem aktywnym instruktorem Hufca Praga Południe (dziś jestem członkiem komendy), więc wiedziałem, jak pracują „doły” organizacji. I jeszcze praca w zespole GK ds. Polaków na Wschodzie. Czuwaj był częścią ZHP. Obrazem, dobrego i złego, w organizacji i ruchu. Zmieniał się? Pewnie tak, ale jak to ocenić?
Jak scharakteryzowałbyś misję twojego Czuwaj ?
Cały czas mówiliśmy, że jesteśmy pismem informacyjno-publicystycznym, nie zapominaliśmy też o tradycjach i historii organizacji. A więc pisać o tym, co się dzieje W pewnym momencie zwróciliśmy baczną uwagę na kontakty międzynarodowe. Nawet usłyszałem, że publikujemy za dużo informacji o wyjazdach zagranicznych. Ale był to świadomy kierunek zwracania uwagi instruktorom, że jesteśmy w rodzinie skautowej, że granice (przecież Polska nie była jeszcze w Unii) nie mogą nas dzielić. Misja Czuwaj? Robić lepsze harcerstwo. Coraz lepsze.
Jakie były osiągnięcia?
„Moje” Czuwaj miało bardzo dobry kontakt z czytelnikami, napływało mnóstwo listów, mniej więcej w połowie wypełnialiśmy nimi numer. I była grupa (na jej czele druh Przewodniczący) stałych znakomitych współpracowników: Jarek Balon, Anita Regucka, Paweł Weszpiński, Grzesio Całek (tak, tak), Jacek Chlebda, Wojtek Kuczkowski, Jadwiga Skiba, Basia Smoła, Ola Filińska, Ewa Lachiewicz, Ludka Ryll, Staszek Dąbrowski, Paweł Ambrożewicz i wielu innych. Wziąłem do ręki (przypadkowo) numer z września 2001 roku. Piszą tam (poza stałymi współpracownikami): Janusz Homplewicz (rzeszowski profesor, harcmistrz, poeta), ksiądz Jan Ujma, Agnieszka Kazek, Hania Radziszewska (Łódź), Piotr Borys (sprawy zagraniczne), Maciej Pietraszczyk, Henio Pytlik, Ania Filipow (Warszawa), Henryk Leśniewski (Olsztyn), Wiesio Laskowski, Agnieszka Gan (Gdańsk), Barbara Małecka (Bydgoszcz) … To nadal się czyta!
Mieliśmy co roku spotkania korespondentów – takie wielkie kolegium, które myślało o tym, co było, i o tym, co będzie. Ci ludzie – z Gdańska i Krakowa, z Warszawy i Lublina, z Dębicy i Opola – byli grupą przyjaciół, mówiącą i myślącą podobnie o harcerstwie.
No i jeszcze ważne osiągnięcie – pisemka wydawane przez zespół redakcji, ale przede wszystkim przez naszych współpracowników na zlotach: Czuwaj (Zlot Zegrze 1995 – 13 numerów, i to jakich!!!), Na Tropie (PZHS „Perkoz 97” – 5 numerów), Czuwaj na SANie (zlot SAN 99 – 6 numerów w czterech językach). Czy ktoś wydał lepsze pisma od naszych na którymkolwiek z kolejnych zlotów?
Co się nie powiodło?
Zdecydowanie nie powiodło się zakończenie mojej pracy jako naczelnego Czuwaj. Nie dane mi było wydać ostatniego, przygotowanego już numeru. Materiały poszły do kosza. A był tam między innymi pasjonujący tekst o nieznanych nam fragmentach życia gen. Roberta Baden-Powella i przyczynach narodzin skautingu z taką, jak ją znamy, obrzędowością.
Tak, nie umiemy w ZHP rozstawać się z klasą. Ale tak naprawdę powiodło się. Wydaje mi się, że wydawaliśmy pismo potrzebne Związkowi. Lata mojej służby na funkcji naczelnego Czuwaj nie były zmarnowane.