Z klasą w Narodowym na „Otellu”. Gdybym był sam, nie byłoby problemu. Napisałbym tu kilka okrągłych zdań, że widziałem w życiu lepsze spektakle szekspirowskie, że ten w 1975 w Polskim był klarowniejszy, że umalowany na brązowo Ignacy Gogolewski to dopiero był zazdrośnikiem. A jak dusił, to dusił. Napisałbym coś o muzyce, dobrze skomponowanej, napisałbym o tym, że starzejący się Człowiek z Marmuru (i z Żelaza) jest niezłym aktorem, tylko nieszczęśliwie tym razem trafił.
A tu taki kłopot. Oglądała ze mną przedstawienie grupa 16-latków, której powinienem odpowiedzieć na kilka pytań.
– Jaką koncepcję miała pani Olsten ubierając aktorów we współczene, codzienne ubrania? Czy chodziło, aby ukazać, że każdego nas dziś dotyczą problemy dzielnego Maura?
– Czemu służyły przesuwające się plastikowe ściany, budujące scenografię i utrudniające aktorom porozumiewanie się? Bo przecież chyba nie były one po to, by raz czy dwa w nie uderzyć lub w nie czymś rzucić?
– A ta kanapa? Czy to miejsce wypoczynku aktorów czy bohaterów? Może gdzieś na zapleczu była zbędna, ktoś postanowił ją wyjąć i postawić na widocznym miejscu?
– Dlaczego aktorzy sączą tekst tak spokojnie i wyraźnie? To, że wyraźnie, to dobrze, bo przez płyty nie byliby słyszani. Ale to artykułowanie poszczególnych słów powinno czemuś służyć. Tylko czemu? I te przerwy między zdaniami… Przecież nie były one po to, by widz spokojnie usnął.
– A ten dość współczesny taniec – takie machanie rękami? O co tu chodziło? Nie mówiąc o ekspesyjnych ruchach pana Radziwiłowicza, gdy się strasznie denerwuje i już mówić nie może. Czy to ma nam pokazać tragizm bohatera? I wtedy Jago go parodiuje. Dlaczego?
– Czemu zamordowanie Desdemony odbywa się, jakby Otello dusił dużego pluszowego miotającego się misia? Spokojnie, w sposób wyrachowany zabiera się bohater do dzieła. Czy na pewno był taki nieporuszony? Dusi i układa żonę na podłodze. Okaz spokoju.
– Czy wątki homoseksualne czemuś służyły?
– I jakie jest przesłanie tej sztuki? Ludzie są ludźmi? Ludzie są źli? Zazdrość zabija? Patrz wokół, bo twój przyjaciel może być twoim wrogiem? Nie wierz pozorom? Ufaj bliźniemu swemu? A może: Jak wejdziesz nie do swojego towarzystwa, to musisz ponieść tego konsekwencje?
Tylko że niczego nie da się na podstawie tego przedstawienia kompleksowo sensownie wyjaśnić. Jakby „Otello” w Narodowym istniał obok „Otella” Szekspira. Więc czeka mnie opowiedzenie, co chciał pokazać Szekspir i co pokazano na scenie. Może gdzieś coś z tych porównań wyniknie.
Przede mną trudna praca.
