Wpadł do mnie druh S. – Czy to twój tekst jest w ostatnim „Czuwaj”? – zapytał. – Ten o wydawnictwach i ten o czytaniu pisma? Tak, to moje materiały. – No właśnie – powiedział druh S. – Bo ja uważam, i nie ja jeden, że takich opinii nie powinieneś publikować. – A cóż to za opinie? – zapytałem. – Cóż takiego napisałem, z czym druh by się nie zgadzał? – Jak to? Posłuchaj – i druh S. odczytał mi następujący fragment:
Co się dzieje, gdy za wydawanie czegokolwiek biorą się entuzjaści, nieprofesjonaliści, widzieliśmy kilka razy i lepiej tego nie oglądać.
– I to jest takie bulwersujące? – Tak – odpowiedział druh S. I wyjaśnił, że przecież gdyby nie entuzjazm różnych instruktorów, to nie wydano by wielu bardzo potrzebnych publikacji, a że są w nich czasem błędy? Któż nie popełnia błędów? Moje sformułowania zniechęcają owych entuzjastów. A zniechęcać ich nie wolno.
Drogi druhu S. Chodzi mi o jedno. I tylko jedno. Nie chcę, aby po nas, po naszym instruktorskim pokoleniu pozostały na wieki w bibliotekach (i muzeach) buble, które obśmiewać będą ci, którzy przyjdą po nas. Nie chcę, by młodzi ludzie – członkowie naszej organizacji czytali teksty w „nibypolszczyźnie”, powinni je w Związku Harcerstwa Polskiego czytać po polsku.
Przecież nie chodzi mi o piękne wiersze druhny Ostaszewskiej z Białegostoku, nie chodzi o materiały Ruchu Drużyn Grunwaldzkich, wydawane właśnie przez entuzjastów, nie chodzi o liczne monografie hufców czy drużyn (czy także nie jest entuzjastą Grzesio Nowik, który w trzech pokaźnych tomach opisał swe ukochane „22” i przy tym inne środowiska Grochowa? ).
Nie są to (i mnóstwo, mnóstwo innych wydawnictw) rzeczy pisane na kolanie, publikowane jakkolwiek z jakąkolwiek zawartością. Przypomnę jedno z nich – dobrze nam znane wydawnictwo historyczne, które miało być rozdawane trzy lata temu na zjeździe ZHP. Tak, o takie pozycje mi chodzi. Naprawdę lepiej, by ta publikacja w takim kształcie się nie ukazała, lepiej, by wcześniej teksty były zrecenzowane (bo na tym też polega profesjonalizm), by były zredagowane (to także p.), by krytyka, jaka w tej publikacji była zawarta, była tak przemyślana, aby była skuteczna (właśnie p. się kłania). Bo nie jesteśmy dziećmi w piaskownicy. Nie powinniśmy się nieodpowiedzialnie bawić.
No i jeszcze jedna uwaga, druhu S. – amator może być znakomitym profesjonalistą. Nie trzeba ukończyć polonistyki, by być redaktorem i wydawcą!
1 thought on “Między bublem a arcydziełem”
Comments are closed.
Jak mi się ten artykuł podoba !!!
W samo sedno.
Pozdrawiam