Na najbliższym czwartkowym posiedzeniu Rady Warszawy wśród wielu (bardzo wielu) planowanych uchwał kilka jest przedziwnych. Jedną z nich jest zaakceptowanie wstąpienia Warszawy do Stowarzyszenia „Metropolia Warszawa”. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że stowarzyszenie owo pracuje już siedem lat i że Warszawa do niego nie należy! Należy jednak do owej „Metropolii” kilka gmin podwarszawskich, dzielnica Rembertów oraz Mszczonów. Przystąpienie Warszawy do tego NGO-su, jak to się dziś modnie mówi, będzie kosztowało miasto w przyszłym roku 200 tysięcy złotych. Za każdym razem, gdy mówię, że wydawanie pieniędzy miasta nie ma sensu, słyszę, że stolica jest bogata i może sobie na to pozwolić. Czy warto te pieniądze wydać, wstępując do owego stowarzyszenia?
Popatrzmy na statut „Metropolii”. Jej celem jest „wprowadzenie, a następnie wspieranie samorządu regionalnego w stolicy Rzeczypospolitej Polskiej – Warszawie, służącej wszystkim obywatelom Polski oraz jej interesom europejskim i światowym”. Rozumiecie? Ja nie. Co to jest „wprowadzenie samorządu stolicy”, o jakim „wprowadzeniu” twórcy statutu, twórcy Stowarzyszenia „Metropolia Warszawa” myśleli?
Ów cel, owo wprowadzanie i wspieranie między innymi stowarzyszenie realizuje przez: „inicjowanie, popieranie i prowadzenie prac związanych z przygotowywaniem i uchwalaniem aktów prawnych poprawiających funkcjonowanie samorządu terytorialnego i administracji rządowej w stolicy…”.
Gdy na komisji samorządu terytorialnego Rady Warszawy zapytałem, jakie to inicjatywy, formy poparcia lub prace prowadziło istniejące od lat stowarzyszenie, nie uzyskałem odpowiedzi urzędniczki, reprezenującej naszego komisarycznego prezydenta miasta. Bo wydaje się, iż jest to instytucja martwa i z takim statutem nie do sensownego ożywienia. Ale urzędnicy pana komisarza chcą wydać pieniądze, chcą wydać i już. Kto wie, po co?
Czyste szaleństwo.