Pisanie o treści „Lotu nad kukułczym gniazdem” wydaje się równie bezsensowne, jak streszczanie „Hamleta” lub „Odprawy posłów greckich”. Każdy „Lot” zna (lub znać powinien), każdy kiedyś w jakiejś formie się z tym utworem zetknął lub zetknie. W każdym razie czytający te zapiski. Tak więc wszystko wiadomo. W jaki sposób akcja się zawiązuje i jak się kończy. Jaką rolę odgrywają poszczególni bohaterowie, w tym kluczowi – siostra Ratched i Randle. Dla widza pozostaje tylko jedno podstawowe pytanie: jak sobie z utworem poradzi reżyser i aktorzy, jaka będzie dekoracja, jaka muzyka… Czy utwór zostanie wystawiony konwencjonalnie „po bożemu”, tradycyjnie, czy nowatorsko. I jaką stronę owo nowatorstwo pójdzie.
W przypadku „Lotu”, którego premierę mieliśmy możliwość w miniony piątek obejrzeć, wytrawni i starsi teatromani mogą jeszcze zapytać, czy aktualna inscenizacja jest lepsza, czy gorsza od tej sprzed trzydziestu lat – także przecież wystawianej w Teatrze Powszechnym przez wielkiego Zygmunta Huebnera. I w tym miejscu ważna, chyba zasadnicza uwaga – wszyscy, ale to wszyscy, z którymi miałem możliwość porozmawiać po premierze jednoznacznie stwierdzali: – Tych spektakli porównywać nie wolno. Wówczas mieliśmy ustrój, który (metaforycznie) przypominał ów szpital wariatów. Więc odbiór spektaklu był zupełnie inny. Dziś oglądamy rzecz o totalitaryzmie, lecz takie państwo mamy już daleko poza sobą. – Więc dziś rozumieć wymowę utworu musimy zupełnie inaczej.
W Powszechnym Jan Buchwald wykonał kawał dobrej roboty. Każdy z aktorów jest na właściwym miejscu. Tomek Sapryk gra jak z nut. Świetna scenografia. Dobra muzyka. Prawdziwy, normalny teatr. Co? Że teraz powinienem opowiedzieć o poszczególnych bohaterach? Nic z tego. Każdy do teatru może się wybrać i moją ogólną ocenę zweryfikować.
Z notatek zamieszczanych na tej stronie chyba jasno wynika, że jestem zwolennikiem właśnie takich przedstawień. Dobry tekst, nie niszczony przez reżysera, dobra, czytelna gra aktorów. Tak jest tutaj.
To pierwsza produkcja własnymi rękami zrobiona przez nowego dyrektora teatru. I muszę z przyjemnością powiedzieć, że naprawdę bardzo udana.
PS Po napisaniu tych uwag przeczytałem recenzję napisaną przez profesjonalistę. I co? Okazuje się, że spektakl nie dorównuje… Jest płytki… Banalny… Aktorzy-bohaterowie jednoznaczni. Tak to właśnie jest, gdy nie chcemy przyznać, że reżyser i aktorzy wykonali dobrze swoją robotę. Tylko na końcu tekstu recenzent przyznaje, że spodziewa się, iż spektakl będzie cieszył się powodzeniem… u młodzieży. Pewnie dlatego, że nie pamięta wydarzeń sprzed lat trzydziestu. A może jednak dlatego, że ten „Lot” może się podobać?