Oglądać najstarszy rocznik studentów Akademii Teatralnej należy nie tylko jako przyszłych wokalistów, ale także jako aktorów dramatycznych. Pobiegłem więc na Miodową, by zobaczyć w najnowszym przedstawieniu dyplomowym.
Cała dwunastka gra w „Scenach z Różewicza”. Ich profesor – Wiesław Komasa wpadł na dobry pomysł. Powielić bohaterów. Wszak ten z „Kartoteki” to osobnik o wielu imionach, to Różewiczowski Pan Nikt. Więc mogą grac go w poszczególnych scenach różni aktorzy. Podobnie jest z jego partnerkami. Na dodatek niektóre fragmenty są powtarzane, więc można o panience. którą bohater podglądał w okresie dojrzewania, usłyszeć ze cztery razy – za każdym razem inaczej interpretowanej. To ciekawy eksperyment. Słyszeć dobrze wyartykułowane „ty krowo”. Na szczęście żadna z młodych aktorek gruba nie jest, więc pozostajemy ciągle w świecie konwencji teatralnej. Z dramatu reżyser wyjął fragmenty męsko-damskie, jakby „Kartoteka” była utworem o miłości. Scena z myciem nóg nie zmienia ogólnego wrażenia.
W drugiej części przedstawienia oglądamy fragmenty „Grupy Laokoona”. Może nawet ten dramat o światopoglądzie człowieka jest nieco ciekawszy? Bo Różewicz inaczej bawi się z nami w jednym i drugim dramacie. Tyle że ten drugi nie jest tak dobrze znany, więc wystawienie go budzi większe zainteresowanie.
Jak grają? Dobrze. Bardzo dobrze. Równo. Wydaje się, że rocznik jest udany, będą z wszystkich (no, może prawie wszystkich) świetni aktorzy (bo jeżeli ktoś ma zadyszkę nie mając jeszcze 25 lat, to co będzie za dziesięć czy dwadzieścia lat?). Ale nie przejmujmy się. Dziś i tak popularność zdobywa się grając w niezliczonych serialach a nie na scenie. Na razie nikt się nie wyróżnia. Poczekajmy kilka lat – staniemy na korytarzu Akademii, spojrzymy na tablicę z nazwiskami absolwentów roku 2009 i będziemy widzieć nazwiska znanych i nieznanych. Bo na pewno nie genialnych i słabych. Tych słabych przecież nie ma.