Galgenberg – tajemnicza góra w Brukseli, to na niej stawiano szubienice, na których wieszano wszelkich opryszków i morderców. Góra zła, europejska Golgota, na szczycie której stoi ponoć belgijski Pałac Sprawiedliwości. Agata Duda-Gracz chciałaby, by było tam więzienie, ale chyba jej koncepcja pozostanie tylko marzeniem. Szubienicza góra
Z Krakowa na festiwal „Gorzkie żale” zjechali aktorzy Teatru im. Słowackiego z przedstawieniem, którego scenariusz powstał z fragmentów kilku sztuk Michela de Ghelderode. Zjechali ze spektaklem znanym, pokazywanym w Polsce, ocenianym i docenianym. Ot, Warszawa jeszcze „Szubieniczej góry” nie widziała i przy okazji festiwalu miała możliwość zobaczyć. Nie wszystkim się to widowisko podoba, oj nie wszystkim. Ale czy jest ktoś, kto by mógł wszystkim dogodzić?
Gdzieś tam, daleko, na tejże górze jest szpital i połączony z nim przytułek dla starców(?), dla ludzi bezdonych, którzy nie mają się gdzie podziać(?), szarych, jakby przypruszonych, przegranych. Ludzi czekających na śmierć. Ma ona przyjść, musi po nich przyjść. Będą biły dzwony i na pewno nadejdzie. Na kanwie tej opowieści w scenografii jakby z poszarzałych obrazów Boscha i Breughela toczą się przypowieści o ludziach złych, o ludziach głupich, naiwnych. No tak – warto zauważyć, że postacie są przerysowane, że autor (i reżyser) ironicznie traktuje wszystkie wydarzenia. One muszą się wydarzyć, bo śmierć (ów Kościej z jednej z tłumaczonych na polski sztuk de Ghelderode’a) cały czas musi krążyć. Nie, nie da się jej oszukać. Końcowa scena o tym świadczy – na ziemi leżą zwłoki bohaterów, sypie się na nich z góry deszcz piasku. Jeszcze chwila i zasypie ich całkowicie. To nie tylko ich los.
Śmierć krąży – zabiła Chrystusa. Jeszcze ciepłe są zwłoki Pana, jeszcze nie zmartwychwstał, a już kłócą się o niego kobiety, które na świetnym widowisku – śmierci przez ukrzyżowanie były. Każda z nich jest ważna – i Maria, zazdrosna o swe dziecko, i na przykład Weronika z chustą, której kobiety cenić nie chcą.
Śmierć krąży. Cóż z tego, że ojciec spowodował zmartwychwstanie swej szesnastoletniej córki, jeżeli ta córka wyznaje najtajniesze, głęboko schowane tajemnice rodzinne, łącznie z zabójstwem nowo narodzonego dziecka (owszem, z nieprawego łoża). Córka musi umrzeć z ręki ojca. tajemnice pozostaną tajemnicami.
I nie dziwimy się, iż ludzie są źli, że tyle nieprawości jest w nas. Przecież tacy jesteśmy – twierdzi de Ghelderode. Tacy jesteśmy – uważa Duda-Gracz.
Nie, po obejrzeniu spektaklu nie będziemy lepsi, żadne katharsis nie nastąpi. Każdy pozostanie na swoim miejscu – dziwka, Marta, córka, Mistrz i dwóch ministrów, którzy kłócą się ze sobą jakby wyjęci byli ze wspólczesnego kabaretu. Lepsi nie będziemy, ale pod powiekami zostanie szarość i pamięć o zdumiewającym widowisku. A to już wiele.