Do Sztokholmu wracam jak do domu. Ot, krótki przelot samolotem i już jestem z drugiej strony Bałtyku. I tak prawie od 30 lat. Piąte piętro bloku. Z jednej strony widok na osiedlowe boisko, z drugiej – na stację metra. Akurat tu linia wyłania się spod ziemi i wagony starają się wjechać nam do domu. Na szczęście tory nieco skręcają i składy jadą dalej. Co za ulga.
Nasze osiedle powstawało w nienajlepszych czasach – ponad czterdzieści lat temu. Ale to było szwedzkie socjalistyczne planowanie. W środku spółdzielczego osiedla stacja metra, sklepy, restauracje, biblioteka, kościół i szkoła, wokół – bloki a dalej niższe domki jednorodzinne. Nasze bloki, jak w Polsce, budowane z wielkiej płyty, małe domy – drewniane. Właśnie przyszła pora na wielkie remonty. I w domach, i na całym terenie. Nowe łazienki, sieć internetowa, modyfikacje w kuchni. Na zewnątrz ławy, stoły, grill dla mieszkańców, dla dzieci nowa ścianka do wspinania i trochę innych urządzeń. Osiedle jak nowe.
Metrem do centrum (dosłownie – tak nazywa się stacja) 19 minut. Dziś w wagonie 20-osobowa grupa dzieci miejscowego lata w mieście. Troje wychowawców. Z ożywieniem rozmawiają z ośmiolatkami. Rozmawiają cicho! Półgłosem. Tych dzieci nie słychać. Takie szwedzkie wychowanie. Znacznie głośniej jakaś Polka tłumaczy kilkunastolatce, wyraźnie będącej jej gościem, jak będzie ona jeździć w metrze na gapę. Zastanawiałem się, czy nie dać dziecku stu koron, żeby kupiło sobie bilet i nie musiało się wstydzić za swą opiekunkę.
Na Starówce jak zwykle tłumy. Dziś powiększone przez trzy czy cztery tysiące pasażerów wielkich statków wycieczkowych cumujących w centrum miasta. Kto pamięta czasy, kiedy także prom z Gdańska dobijał do tego samego nabrzeża… A tłumy są wielojęzyczne. Przewalają się wzdłuż jednej uliczki, wciekają do restauracji i sklepów z pamiątkami.
Co kupić rodzinie jako pamiątkę ze Sztokholmu? Konika dalarneńskiego? Łopatki do masła wycięte z jałowca? Łosia ze szwedzką flagą? Podkoszulkę z odpowiednim napisem? Porcelanę z Gustavsbergu? Szkło Kosta Boda? Reprodukcje typowych szwedzkich obrazków? Strasznie trudne zadanie. Jak w innych przypadkach pamiątki są albo bardzo drogie, albo bardzo brzydkie. Nawet te łosie różnią się – bo czym innym jest wzornictwo pani Bukowski, a czym innym zabaweczka zakupiona w koszu na Drottingatan. Chyba najlepiej kupić coś w Skansenie. Ale o Skansenie napiszę innym razem…