To były czasy, gdy nie mogliśmy (my, Polacy) poruszać się swobodnie po Archipelagu Sztokholmskim. Przecież Szwecja była krajem należącym do NATO i każdy Polak był w tym kraju potencjalnym szpiegiem. A wyspy koło Sztokholmu były małymi twierdzami. Nie bez powodu od czasu do czasu gazety podawały, że po raz kolejny namierzono u wybrzeży radziecki okręt podwodny…
Dziś sytuację mamy komfortową. Dawne zamknięte obszary możemy dowolnie penetrować i obserwować rozpadające się stare umocnienia. Ale nie o niedawnej historii chcę napisać. Wyspy to miejsce na dziesiątki wycieczek. Między Sztokholmem a wyspami kursują stateczki Waxholmbolaget i tak naprawdę całe wakacje można spędzać, codziennie będąc w innym miejscu. O której więc wyspie więcej napisać?
O Grindzie, na której jest schronisko, sklep, restauracja, piękne plaże i mały port dla jachtów? Grinda jest także wyspą-rezerwatem przyrody, miejscem, gdzie można wynająć mały domek wakacyjny lub biwakować na polu namiotowym. W całej Szwecji można jedną noc bezpłatnie biwakować na prywatnym terenie, ale nie na terenie rezerwatu.
A może opisać Sandhamn, na której jest największy port jachtowy, najpiękniejsza piaszczysta plaża (sand to piasek) i najlepsze bułeczki cynamonowe na całym archipelagu? Sandhamn jest dość dużą wyspą, płaską (co jest rzadkością), pokrytą pięknym świerkowym lasem. Gdy podpływa się do wyspy, wita gości piękny wiatrak stojący na wzgórzu…
A może poświęcić więcej miejsca Uto? Na wyspie tej znajduje się najlepszy znany mi sklep z wędzonymi rybami oraz butik z ubraniem i wyposażeniem mieszkań. Drogo, ale tam zakupy są z klasą. Uto zwiedzamy jednak z powodu jej starych kopalni rudy żelaza. Po kopalniach pozostały nieliczne domki robotników i wielkie dziury w ziemi napełnione dziś wodą…
A może Ingaro? To właściwie nie wyspa, tak już zrośnięta jest z lądem. Na niej zabytkowy kościół i dwie piękne znane mi plaże. Lecz przede wszystkim co roku obiecuję sobie, że pochodzę po tym kawałku wyspy (ogromnej), na której w latach trzydziestych odbył się zlot starszych skautów. Wacław Błażejewski napisał po tym zlocie niezłą książkę. Obiecuję sobie i nic z tych obietnic nie wynika.
Ciekawy jest Landsort. To jedna z tych wysp niegdyś dla Polaków „zabronionych”. Wygląda jak gąsienica. Długa i wąziusieńka. Na jej szczycie piękna czynna latarnia morska. Obok niej przepływają wszystkie promy z Polski. Na Landsorcie nadal stacjonują żołnierze, nadal bronią wybrzeży Szwecji. Lecz spacer wzdłuż kamienistej wyspy bardzo przyjemny.
No tak… Wysp do wymienienia, do opisania, tych, które dobrze znam, jest wiele. Każda z nich (także każda z czterech, na których dłużej mieszkałem) wymagałaby odrębnego felietonu. Może kiedyś je napiszę…