Dzięki Fundacji Marka Kamińskiego i jego projektowi „Ekspedycja Wisła” (Wisłą ponad tysiąc kilometrów płynie grupa kajakarzy, z czego kilkoro to harcerze) wziąłem udział w konferencji „Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie”. Nie, to nie była konferencja dla przedszkolaków i o wychowaniu przedszkolnym, nie była ona nawet dla uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej. Zorganizowano ją w Sejmie, firmowała ją Polska Akademia Nauk. Poważna sprawa.
Dzięki znanemu podróżnikowi Markowi Kamińskiemu mogłem więc dowiedzieć się, jak to z mewami pospolitymi bywa. A bywa ciekawie. Mewy, jak wszyscy wiemy, żyją parami. W parach wysiadują jajka, w parach wychowują potomstwo. I byłoby wszystko pięknie, gdyby nie dwa mewie problemy. Po pierwsze czasami (można powiedzieć, że często), jajka z gniazdka (kilka patyków na przykład na piasku) wiosenny przybór wody spłucze do Wisły. Mewy starają się więc o powtórne złożenie jaj, czasmi jest ich nawet więcej niż trzy (trzy to norma). Ale taka mewica, zmęczona drugim składaniem jaj, wcale za bardzo nie chce je wysiadywać. W normalnych warunkach dzieli siedzenie w gnieździe pół na pół ze swym partnerem. A tym razem może jedną trzecią czasu ona jajka wysiaduje i odpowiedzialność za potomstwo spada na mewę-samca! Gdy już małe piskątka się wylęgną, on też nie za bardzo chce się swym potomstwem zajmować – maleństwa muszą iść do adopcji! Tak, adopcji, muszą sobie znaleźć innych rodziców.
A drugi problem to potomstwo sąsiada. Mewy trzymają się parami, ale czasami samczyk odleci. Co robi sąsiad? Wpada do mewy-samiczki na amory i z takiego kontaktu powstają jajka pozapartnerskie! Wysiadywane są w zgodzie przez parę, ale gdy się małe wylęgną, jakoś niechętnie mewa-samczyk opiekuje się dziećmi, które jego nie są. No i ten sam problem – malutkie mewie kurczaczki muszą szukać sobie nowego domu, w starym są skazane na śmierć z zimna lub głodu.
Małe, którymi nie za bardzo się rodzina zajmuje, wybierają się na spacer w poszukiwaniu rodziny zastępczej. Raz im się uda ją znaleźć, drugie razem nie. I co się okazuje? Gdy maluch „pozamałżeński” trafi do swego prawdziwego tatusia, ten go raczej zaakceptuje i zajmie się jego wychowaniem! Inne maluchy (te z dugiego miotu) mają znacznie mniejsze szanse.
O takich to badaniach zwyczajów ptasich w dolinie Wisły słuchaliśmy z zapatrym oddechem na konferencji. Nie, nie będę streszczał innych referatów i prezentacji. Obyczaje mew – adopcje, zdrady „małżeńskie”, wychowywanie potomstwa – zupełnie jak u ludzi. Nawet nie dziwi chęć ojców do zajecia się własnym potomstwem. Tylko to są zwykłe dzikie ptaki a nie człekokształtni! A obyczaje jakby wzięte z opisów w miesięcznikach kobiecych. Kto wie, może mewy poczytały sobie trochę dziwnych opowieści przebywając na plażach razem z opalającycni się ludźmi? Może…