We wstępniaku do październikowego numeru „Czuwaj” jego naczelny pisze o tzw. konflikcie starzy instruktorzy – młodzi. I po zauważeniu jednego, autentycznego źródła, pisze o drugim. I jest to dla mnie zdumiewające. Czytamy:
A ostatnio kilkoro instruktorów uświadomiło mi jeszcze jeden ważny mechanizm. Opowiadali mi, jak ich przełożeni ciągle mają do nich pretensję, że… za mało czasu poświęcają na harcerstwo. I wcale nie chodziło tutaj o niezrozumienie na linii: mający dużo czasu emeryt – zapracowany student. Jako argument było przywoływano duże zaangażowanie tych starszych instruktorów w swych młodych latach.
Grzesio twierdzi, że najważniejsza dla każdego młodego instruktora być musi nauka, praca, rodzina, a dopiero w następnej kolejności harcerstwo. I ma rację. Tak być dziś powinno i tak powinno być niegdyś.
Tylko nie zaangażowanie oraz ilość czasu, jaki poświęcaliśmy niegdyś harcerstwu, w sposób zasadniczy nas różni (nas, bo czasu nie zatrzymamy i należę dziś do owego starszego pokolenia). Żyjemy w innej rzeczywistości, innym ustroju, w innej liczebnie i o innych ideach organizacji. Czasu mamy mniej a zaangażowanie jest takie same, naprawdę takie same.
Uważam, że dziś, inaczej niż przed laty, część z nas, instruktorów ZHP, jest po prostu niezwykle mało odpowiedzialna, rzuca słowa na wiatr, zobowiązuje się do wykonania konkretnych zadań, ale do ich nie wykonuje, bo „nie ma czasu”. Tak, Grzesiu, niektórzy mówią „tak”, „oczywiście”, „zrobię”, „wykonam”. A tych młodych, młodszych, najmłodszych – zajętych, zapracowanych, na nic nie mających czasu, jest więcej, znacznie więcej niż tych starszych, którzy mogą powiedzieć „za moich czasów tak nie pracowaliśmy”. I ci starsi mają rację. To nie zaangażowanie, powtórzę – to brak odpowiedzialności.
Twierdzę, że niegdyś na słowie harcerza można częściej polegać jak na Zawiszy niż dziś. Takie czasy. A konflikt starzy – młodzi? Naprawdę na marginesie.