Już niedługo zlot w Krakowie. Karol. który funkcji ma co niemiara i w czasie zlotu dowodzić będzie naszymi mediami, zaproponował, bym w centrum multimedialnym robił to, co potrafię najlepiej, czyli redagował rozliczne tworzone tam teksty. Mam przy okazji dowodzić grupą młodszych i starszych harcerzy, by na papierze i w internecie dochodziły do naszej harcerskiej braci jak najlepsze komunikaty.
Mam nadzieję, że w naszym zlotowym „Skaucie” znajdzie się sporo materiałów do poczytania, że będą to teksty interesujące dla młodszych i starszych. Mam też nadzieję, że „Skaut” dorówna dziennikowi „Czuwaj”, jaki ukazywał się w Zegrzu w 1995 roku. Uważam, że było to najlepsze pismo zlotowe wydawane w ostatnich latach, bo z tym, które ukazywało się w Spale, porównywać się oczywiście nie będziemy. Tak, tamto „Czuwaj” redagowałem i do dziś jestem z niego dumny.
Dobre pismo harcerskie…. Przypomniały mi się dwie rozmowy z przemiłymi skądinąd instruktorkami. Obie, i wcale nie chórem, stwierdziły, że prasy harcerskiej nie czytają. Nie mają na to czasu. Nie mają na to chęci. To pierwsze tylko częściowo rozumiem, bo nigdy nie jest tak, że nie mamy czasu na to, co robić chcemy lub powinniśmy. To drugie świadczy o małej dojrzałości druhen instruktorek.
Niegdyś, przed laty, gdy redagowałem miesięcznik „Czuwaj”, rozmawiając z instruktorami Głównej Kwatery lub komend chorągwi spokojnie nawiązywałem do materiałów, które zostały w naszym piśmie opublikowane. Po jakimś czasie zadawałem im zazwyczaj pytanie „czytałeś?”, bo rozmowa o nieznanych tekstach była dziwaczna. Zdarzyło się, że pewna druhna nie czytała „Czuwaj”, bo mnie nie lubiła. Argument jak argument. Przecież nie zapełniałem pisma własnymi materiałami. Ale teraz po prostu inna druhna „nie ma czasu” i „nie ma chęci”.
Co z tym fantem zrobić? Jak przekonywać instruktorów, że niewiedza nie jest lepsza od wiedzy? Jak wytłumaczyć, że nie ma szans na autentyczne funkcjonowanie w organizacji, jeżeli jest się instruktorem bez pełnej o niej wiedzy?
Zawsze mnie zdumiewają druhowie, działający w pewnej chorągwianej komisji, dowiadujący się o pracy ZHP z informacji, jaka co miesiąc jest im przekazywana ustnie przez bardziej światłych instruktorów. Żeby poczytać coś na piśmie? Nie, przecież wszystko, co najważniejsze, będzie im w formie papki przekazane. Cóż oni naprawdę wiedzą o harcerstwie? Niewiele – już kiedyś o tym pisałem.
Może dlatego tak mnie to obchodzi, bo sam od lat mam zupełnie inny stosunek do słowa pisanego. Gdy rozpoczynałem swą przygodę jako kandydat na drużynowego z uporem czytałem dwutygodnik „Drużyna”. Zazwyczaj jeden egzemplarz dochodził do kiosku. Udawało mi się go kupić. I czytałem, czytałem, choć połowa tekstów na pewno nie była dla mnie przejrzysta.
Dziś po latach znów będę współodpowiadał za harcerskie pismo, które docierać będzie do trzech tysięcy czytelników. Tylko czy będzie ono przez naszych harcerzy i instruktorów czytane?