Nieco przypadkowo wieczór spędzam w Teatrze Roma, w którym grupa niezłych aktorów śpiewa ballady Bułata Okudżawy. Sala wypełniona do ostatniego miejsca. Ileż osób jest w stanie przyjść dziś na koncert barda, idola całego polskiego sprzed lat? Jednego z tych, których piosenki, ballady śpiewało się, nuciło, cytowało. Kim był dla mojego pokolenia Bułat Okudżawa? Dlaczego również i młodsi zachwycają się jego tekstami? I nucą jego piosenki?
To był łyk rosyjskiej wolności. Najpierw te o wojnie. W rzeczywistości pacyfistyczne. Kobiety patrzą w kark odchodzących na zawsze żołnierzy. Żołnierz jest dzielny, ale w rzeczywistości papierowy. Nie wierzcie piechocie…
I te, które pokazują ulice, domy, ludzi… Tych współczesnych Okudżawie. Moskiewski trolejbus. Życie ucieka, mija (pamiętamy ów balonik). Na ruchomych schodach w metrze przechodzimy z lewej (to jedna z lepszych piosenek propagujących lewicowy punkt widzenia na świat), Arbat jest najcudowniejszą ulicą świata. Przy okazji – ileż w tych tekstach nostalgii za minionym rosyjskim światem. Przecież nie ma już sań, nie ma tamtej Moskwy, tamtych pięknych czasów…
O Okudżawie, o jego przyjaźni z Agnieszką Osiecką i wieloma Polakami, można pisać długo. I o tłumaczeniach tekstów. O Okudżawie – micie. Takiego drugiego już nie będzie. A szkoda.
Wysłuchaliśmy ballad w wykonaniu między innymi Piotra Machalicy, Zbigniewa Zamachowskiego i Wojciecha Malajkata. Śpiewała tez dwójka amatorów, którzy okazali się profesjonalistami. Świetny koncert.