Życie czasami staje się intrygujące. Pobudza wyobraźnię. Po raz pierwszy czy drugi nie zwróciłem na nią specjalnej uwagi. Ale po raz kolejny…
Wychodzę rano z mieszkania kilka minut po siódmej. I na naszym osiedlowym patio, na granitowym stoliku, na którym latem dziewczynki układają swoje lalki, bawią się w sklep lub przy którym prowadzą długie poważne rozmowy, leży równo ułożona róża. Po prostu leży. Piękna, świeża. jakby przed chwilą ścięta w ogrodzie. Późna jesień, chłodno, jeszcze ciemno. Deszcz na nią nie pada, bo to miejsce jest zadaszone. Co robi róża w miejscu, którędy rano przechodzi kilkanaście a może nawet więcej osób? Kim jest ten ktoś, kto pozostawia rano róże na stoliku? Chłopak? Dziewczyna? Jednak chyba chłopak. Zostawia różę rano, wcześnie rano.
Ona na pewno doskonale wie, kto róże zostawia. Nie daje jej osobiście. Czyżby Ona nie chciała od niego róż przyjmować? Pewnie przechodzi w tym samym czasie przez patio, gdy ja spieszę się do szkoły. A może po mnie. Widzi różę. Zabiera ją? Pozostawia? Co myśli o Nim? Bo on jest wytrwały, cierpliwy. Ciekaw jestem, ile czasu będzie jeszcze chciał przynosić kolejne róże, nie mając pewności, że dotrą one do adresatki.
Właśnie około siódmej zaczyna pracę dwóch panów, sprzątających teren naszego domu i jego okolic. Zamiatają, zbierają śmieci. Czy traktują różę jako swoistą zdobycz? Zabierają ją i zanoszą do domu? A może jednak zostawiają różę, by zabrała ją właścicielka?
Różę, dowód czyjegoś uczucia.