W ZHP zawrzało, Jarek – komendant Chorągwi Wielkopolskiej – zwolnił z pracy swego zastępcę – Ryszarda. Filip Springer (instruktor z Poznania, co jest istotne) napisał w tej sprawie protest, który w chwili, gdy piszę ten tekst, podpisało równo trzysta osób, jedna z nich była przeciw. Wśród podpisujących się pod protestem są znani i cenieni instruktorzy, znający Ryszarda nie tylko z jego działalności w hufcu czy chorągwi, ale z pracy na szczeblu ogólnopolskim.
Z petycji Filipa, który opisuje dość precyzyjnie zaistniałą sytuację, ja jednak wysnuć mogę tylko jeden czytelny wniosek – dwaj druhowie – przełożony i jego podwładny – nie dogadywali się, mieli na temat pracy etatowej w organizacji inne poglądy. I po pewnym czasie jeden z nich (czyli przełożony) miał już dosyć, przerywając współpracę ostro i jednoznacznie.
Żeby było jasne – bardzo cenię sobie obu druhów, jednak znacznie bliższe jest mi harcerstwo uprawiane przez Ryszarda. Gdybym miał wybierać, z kim chciałbym organizować zlot, imprezę patriotyczną czy z kim wolałbym po prostu zmieniać harcerstwo na lepsze, to właśnie z nim. Nie kwestionuję osiągnięć Jarka, prowadzi przecież jedną z najlepszych chorągwi ZHP, ale Ryszard jest instruktorem z charyzmą. I w moim, naiwnym być może, rankingu zwycięża.
Protest dotyczy jednak zwolnienia z pracy instruktora. I to nie jest wcale takie proste, jak wynika z tekstu Filipa. Uważam bowiem, że każdy szef ma zawsze prawo do wybierania sobie współpracowników, także w harcerstwie. Uważam też, że nasza organizacja jest na tyle duża, że każdy może w niej znaleźć sobie takie miejsce społecznej służby, aby nie stwarzać sytuacji konfliktowych. Wszak jesteśmy jedną wielką rodziną. I nie musimy, jak to w rodzinie, wszyscy się kochać. Wcale nie żartuję
Dobrze jest podawać przykłady z własnego życia. Ot, jeden z moich byłych komendantów hufca zakomunikował mi kiedyś, że nie chce, abym w hufcu zajmował się kształceniem, bo prowadzone przeze mnie kursy są na zbyt wysokim poziomie. Naprawdę! Przyjąłem tę decyzję z pokorą – i rzeczywiście, kolejne kursy drużynowych były już na poziomie znacznie niższym. Chciał, to miał.
Albo moja decyzja sprzed dwóch lat, kiedy oficjalnie zrezygnowałem z pełnienia jednej z funkcji, gdyż moim przełożonym mianowano druha, z którym porozumieć się nie umiem.
I co w obu przypadkach? Stało się dobrze. Naprawdę dobrze.
To, co boli w przypadku Ryszarda (nie będę tym razem przedstawiał podobnych przykładów z własnej instruktorskiej służby, też mi się w życiu harcerskim raz czy drugi dostało), to styl, sposób rezygnacji ze współpracy. Nieumiejętność wytłumaczenia w szerokim gronie instruktorskim (to ważne!), iż określone decyzje personalne służyć będą dobru organizacji, że nie są tylko złośliwością w stosunku do danej osoby. Nie umiemy w harcerstwie z godnością czy ze zrozumieniem się rozstawać. W Chorągwi Wielkopolskiej to nie pierwszy głośny przypadek. Przypomnę odejście Bronka (którego cenię sobie ogromnie). Do dziś się zastanawiam, dlaczego w taki sposób Jarek ze współpracy z Bronkiem zrezygnował. I tego nie rozumiem. Dziś nie rozumiem wymówienia, które wręczono Ryszardowi. (To bardzo podobne sytuacje!!!).
I nie opowiadajcie, że brudy trzeba prać we własnym domu. Bo wszyscy jesteśmy… tak, tak… jesteśmy rodziną. Bo harcerstwo to nasz dom. I nie wątpię, że obaj, Jarku i Ryszardzie, chcecie naszą rodzinę wzmacniać. Macie, druhowie, jeszcze szansę.