W piątkowy wieczór, w ostatnim dniu kadencji spotkanie radnych, nazwane uroczystą sesją. Wspólne zdjęcie (niektórzy na nie nie zdążyli, a szkoda), list prezydenta Kaczyńskiego, wystąpienia byłych przewodniczących rady (a było ich czterech) i szefów klubów, kilka słów od aktualnego komisarza miasta… Podziękowania, uśmiechy, żarty. Biuro rady spisało się wybornie, dostaliśmy na pamiątkę album i „Certyfikat”. Będę mógł powiesić sobie nad łóżkiem zaświadczenie, że byłem radnym Rady Warszawy. Pan Prezydent (jak to było w zwyczaju w czasie kadencji i tym razem na uroczystość nie przyszedł) podarował nam skromne grafiki. Było miło. Aż za miło. Nie powinniśmy tak bez kilku zdań autentycznej refleksji kończyć swej pracy. O czym powinniśmy pamiętać?
Może o owym fakcie, iż prezydent Kaczyński demonstracyjnie lekceważył sobie Radę, a jego zastępca pan Urbański zrobił sobie na przykład cyrk na posiedzeniu, w czasie którego każdy dyrektor biura w mieście na jego polecenie miał mówić co najmniej przez godzinę. Taka drobna złośliwość urzędnika w stosumku do rady, która wymiękła około drugiej w nocy.
Może o tym, iż PiS za wszelką cenę szukał w czasie kadencji kilkorga radnych, aby stworzyć koalicję, mającą na sali 31 głosów? (Rada liczy osób 60). Dobra była do koalicji Platforma, dobry LPR, dobry klub, powstały z grupy radnych, którzy w trakcie kadencji odeszli z innych klubów – a nazwał się Klubem Samorządowym (myśmy nazywali ich inaczej, ale nie napiszę, jak). Ćwiczył prezydent Kaczyński sposób tworzenia koalicji, który to sposób wykorzystuje z powodzeniem w sejmie jego brat.
Może powinniśmy pamiętać, że nie warto za wszelką cenę przyjmować wątpliwych uchwał, głosować tylko dlatego, że któryś urzędnik albo radny coś mniej lub bardziej sensownego wymyslił. Po co głosowanie, jeżeli koalicja przegłosuje wszystko. Przewodniczący klubu PiS niejednokrotnie nawet nie patrzył w trakcie głosowań na radnych i podawał z dumą liczbę głosujących.
A może porozmawiać o sposobie prowadzenia obrad? Czy można radnym ograniczać czas wypowiedzi do dwóch minut albo nawet wcale nie dopuszczać do głosu? I czy radny powinien w błahej sprawie wypowiadać się przez ponad pół godziny? Jak uniemożliwić radnemu obrażanie drugiego radnego? I jak ograniczyć radnego, który wie wszystko najlepiej. Ale wypowiada się i oburza, gdy może skrytykować osobę o innych niż on poglądach politycznych. „Swojemu” nigdy złego słowa nie powie. Doświadczyłem tego w czasie niedawnej dyskusji o „Instytucie kresowym”.
Zabrakło mi, zabrakło powiedzenia kilku słów prawdy.