Niespodziewanie odszedł Andrzej. Najpierw pierwszy zawał, a w minioną sobotę drugi. Ostatni. Czy mógł tego drugiego uniknąć? Dziś możemy sobie komentować, spekulować i oceniać, ale czasu cofnąć się nie da. Rozumieliśmy to dziś wszyscy tak licznie zgromadzeni na cmentarzu w Starej Miłosnej. Żegnali Andrzeja harcerze (i byli harcerze – jak liczna była grupa instruktorek zuchowych sprzed lat!), pracownicy i wychowankowie ośrodka „Na Przedwiośniu”, przedstawiciele krakowskiego stowarzyszenia „U Siemachy”, pracownicy służb społecznych, znajomi, wychowankowie, znajomi…
Kilka wystąpień w kościele i przy grobie. Ksiądz Wysocki, wspomnienie harcerskie, kilka słów od Małgosi… Przewodniczący ZHP przyznał Andrzejowi pośmiertnie złoty krzyż „Za Zasługi dla ZHP”. I kwiaty, stosy kwiatów.
W harcerstwie w ostatnim czasie znacznie się różniliśmy. Teraz mogę spokojnie zastanowić się i odpowiedzieć „dlaczego?”. Bo oczywiście nie chodzi (jak to bywa zazwyczaj) o pieniądze. Wydaje mi się, że po prostu inaczej ocenialiśmy działalność niektórych naszych instruktorów. Także naszą własną pracę. Popełniamy błędy. Takie jest życie. Postępowanie, które dla mnie było błędem, powodującym konieczność odejścia konkretnego instruktora z funkcji, dla Andrzeja błędem nie było. Mogę jednak Andrzeja zapewnić (jeżeli istnieje ów byt pozaziemski, o którym nam tak wiele dziś mówiono), że każdy ma prawo po naprawieniu szkód albo po zmienieniu poglądów wrócić i dalej działać na rzecz dzieci. Nigdy nikogo nie skreślam. Za długo jestem w harcerstwie. Może o tym kiedyś więcej napiszę.
I dlatego dalej nie będzie o harcerstwie. Będzie o ośrodku, jaki Andrzej prowadził. A właściwie o Andrzejowej pasji. Bo ośrodek był prawdziwą Jego pasją, dużym kawałkiem Jego życia. Oprowadzał mnie któregoś dnia po „Na Przedwiośniu”, pokazując konkretnych wychowanków, ich dzieje, ich perspektywy życia. O każdym coś wiedział, każdego doceniał. I tych, którzy prawie pomagali ośrodek prowadzić, pełnili w nim jakieś dla nich ważne funkcje, i tych, którzy mieli zdolności plastyczne, i tych, nielicznych, którzy wegetowali jak roślinki. Ta duma z opracowania metody porozumienia się z jednym z chłopców, o którym myślano, iż jest niesprawny intelektualnie, a ma wyobraźnię (nie ruszając się z łóżka!) prawdziwego poety. On te dzieciaki (bo dzieciaki, nawet gdy były pełnoletnie) szanował, lubił i rozumiał. Bardzo mi tym zaimponował, bardzo mu tej postawy zazdroszczę. I żal, strasznie żal, że nie będzie mógł dalej z nimi pracować. I żal, że nie pokłócę się z Nim na najbliższej zbiórce wyborczej hufca. Żegnaj, Andrzeju.
1 thought on “Andrzej”
Comments are closed.
Smutno, że w tym ponoć radosnym Roku 100-lecia ruchu odchodzą ludzie znaczący, symbole tego, że całym życiem… W Krakowie nie doczekali jubileuszowego Kręgu Puszczańskiego, a odbył się taki w czasie Zlotu, hm. Leszek Watycha i hm. Antek Weyssenhoff. Obaj wychowaniu dzieci i młodzieży poświęcili całe swe życie i odeszli do Wielkiego Gazdy przed samym Zlotem. Widocznie Adamie Tam już głośno grają „na apel”.