Poczytałem, posłuchałem. Pora chyba po wielkim wydarzeniu w Krakowie nie tylko zadawać pytania, ale próbować na nie odpowiadać. Bo zlot bardzo dużo mówi nam o współczesnym harcerstwie.
Jaki był cel zorganizowania zlotu? Jasne. Chodziło o upamiętnienie setnej rocznicy narodzin ruchu harcerskiego. Uroczysty apel, msza święta, wizyta prezydenta i premiera, konferencje o różnorodnej tematyce, wystawy historyczne – też bardzo różne, świetna pionierka – dekoracje gniazd chorągwianych. Powiązanie tych elementów z mądrym, inspirującym programem zajęć dla harcerzy, by wprowadzić ich w drugi wiek istnienia ruchu. Do tego dochodzi wątek promocyjny – pokazania ZHP mieszkańcom Krakowa a szerzej – całej Polski. To podstawowy cel. A właściwie cele.
Ale czy to są cele, które znali i realizowali harcerze? Czy w takim samym celu pojechali do Krakowa? Aby czcić? Upamiętniać? Prezentować?
Wydaje mi się, że nie. Statystyczny uczestnik zlotu pojechał na krakowskie Błonia, aby się dobrze bawić. Dobrze bawić – i tylko tyle. I tę zabawę zapewnili im drużynowi. Dlatego setki harcerzy przebywały po godzinie 22 w centrum miasta a nie na terenie zlotu. Dobrze jest przecież być w tak atrakcyjnym mieście. Ale przecież nie po to, by o nim się czegoś dowiedzieć, by je zwiedzić. Dlatego najpopularniejszą formą spędzania wieczoru dla bardzo wielu uczestników było pląsanie „Kółek dwóch”. Dlatego na koncercie Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego prezentującego wspaniały program patriotyczny było może nieco ponad 500 widzów. A program był znakomity tak dla starszych, jak i dla młodszych. Dlatego na wieczornej uroczystości zakończenia zlotu było jeszcze mniej uczestników. (Ale „kółka dwa” było słychać w okolicach estrady). Dlatego część harcerzy (może powinienem napisać „harcerzy”) było proszonych wieczorem o dmuchanie do alkomatu.
Powiecie – przecież apel, przecież msza, przecież prezydent… I festyn na Rynku. Tak, macie rację, ale popatrzcie na proporcje!
Bo okazało się, że mamy dziś przede wszystkim harcerstwo zabawowe, takie harcerstwo, które jest już bardziej luzackie niż skauting. Z tradycji został nam chyba jeszcze mundur. Ale program? Najważniejsze są przecież wędrownicze „Kółka dwa”. Harcerskie ideały odchodzą do lamusa.
Nie, nie podoba mi się to. I tyle.
6 thoughts on “W Krakowie, czyli o współczesnym harcerstwie”
Comments are closed.
Według mnie lepsi byli ci co pląsali od tych, którzy z identyfikatorem zlotowym na szyi popijali piwko w niezwykle urokliwych knajpkach krakowskiego rynku.
Tu głupota, tam nieprzestrzeganie Prawa (tego harcerskiego). Lepsi, gorsi… Razem beznadziejni. Na szczęście jest jeszcze hufiec. Mnóstwo w nim problemów, ale tam coś ode mnie zależy. I tam można być normalnym instruktorem harcerskim.
Hmmm, może nie było tak źle. Osobiście więcej widzę niedociągnięć logistycznych, niż negatywów w postawach, czy zachowaniu harcerzy. Słynnych „toj -tojów” na zlewki nie daruję /służę zdjęciem/ Nadmiaru zadań programowych „zagubionych” po drodze do uczestników też jakoś trudno mi wybaczyć. A gdyby tak jeszcze reprezentacje przygotowywały by się do zlotu z rok wcześniej w jakiejs harcerskiej rywalizacji….Gadam oczywistości ? To czemu tak nasz Związek nie pracuje ?
Za dużo „fun’u” ? Bo może tylko ten „fun” pozostał w głowach kadry.
Hmm. logistyka logistyką, program programem. A harcerstwo zabawowe jest jakimś problemem. Będziemy musieli (bez biadolenia – rzeczowo) o tym porozmawiać.
Chyba trzeba, a pamiętasz w zeszłym roku na zlocie kadry zderzenie dwóch harcerstw, zlotu drużynowych i LAS-u ?
Masz rację, przecież koncepcja zlotu drużynowych kierowała nasz program w tę stronę. No i pokierowała.