Od kilku lat reaktywowaliśmy w hufcu startówki instruktorskie. Wyjazd po części rekreacyjny, po części poznawczy, po części szkoleniowy. Ma być momentem pobudzającym wszystkich nas do działania. Scalić namiestnictwa, budować, jak to ładnie zapisano w statucie, wspólnotę hufca. I przy okazji przypomnieć o naszym wspólnym programie. Opłata za wyjazd groszowa w porównaniu z tym, co Komenda Hufca daje uczestnikom.
Bo organizatorem, w odróżnieniu od wielu naszych imprez, jest komenda. Od początku do końca odpowiada za wszystko: program, organizację i (ale tylko po części) dobrą atmosferę.
Przed wielu laty (ale tego już najstarsi ludzie nie pamiętają) organizowane były jednodniowe startówki w Warszawie. Miały one sens. W trakcie takich spotkań odbywały się rady szczepów. Później spotykaliśmy się w naszym ośrodku w Ocyplu, a potem… No tak, różnie to bywało.
Tym razem odwiedziliśmy Toruń. Było nas nieco ponad 40 osób. Mało? Dużo? Tak, nieco za mało, ponieważ przedstawiciele naszego największego szczepu w hufcu z wyjazdu zrezygnowali. Dlaczego? Przecież data znana była na wiosnę. Można było ten weekend na startówkę sobie zarezerwować. Szczep nie chce się „bratać” z pozostałą częścią hufca? Dla mnie jest to sytuacja niejasna. Chodzą słuchy, że szczep ten z przyjemnością przekształciłby się w samodzielny hufiec. Ale żeby tak mogło się stać, musiałby on bardzo się umocnić. I taka startówka umocnić środowisko by mogła. Nic nie rozumiem.
A na naszej startówce, którą współorganizowałem i współkierowałem, działo się różnie. Wielka gra miejska po Toruniu. Ileż wiadomości zdobyli uczestnicy! Oczywiście ci, którzy zdobyć je chcieli. A pogoda była dobra do zwiedzania miasta. Msza odprawiona w kościele Mariackim. Nasi harcerze zasiedli w goryckich stallach. Kazanie druha Józefa i opowieść druhny Beaty o księdzu Frelichowskim. Kto chciał, to słuchał. Tak jak kto chciał, to słuchał przewodników w toruńskim ratuszu. Tylko dlaczego panowie wiedzą tak wiele o średniowiecznych monetach, a nie znają Witkacego, Malczewskiego, Fałata czy Chełmońskiego, których obrazy wiszą na ścianach? Ta część wystaw, która była najatrakcyjniejsza, nie została nam zaprezentowana. Cóż, następnym razem takiego punktu startówki nie będzie lub opracujemy go sami – zdecydowanie atrakcyjniej. Obiecuję.
Były jeszcze rozmowy o harcerstwie (długie), kupowanie pierników, picie czekolady (ale to nie dotyczyło wszystkich), chodzenie po fontannie… Ileż punktów można zmieścić przez dwie doby?
Integracja młodej (w większości) kadry hufca – tak. Nowe pomysły, przypomnienie starych – też. Plus poznanie pięknego miasta. Czego chcieć więcej?
Za rok wyruszamy do Lublina. Już zaczynam myśleć o programie. Grę miejską i zwiedzanie skansenu mamy jak w banku. Ponoć skansen jest ciekawszy niż ten w Łowiczu, gdzie byliśmy przed rokiem. Zobaczymy…