Głupia sprawa. Być kandydatem, który ma niewielkie szanse. Minimalne. To smutne, ale prawdziwe. Jaką pracę trzeba wykonać, aby wejść do rady z drugiego miejsca naszej listy? Jaką trzeba mieć popularność, aby zdobyć kilka tysięcy głosów niezbędnych do awansu?
Na dodatek – bądźmy realistami – nasza lista zdobędzie nie więcej niż dwadzieścia procent głosów, będzie miała trzeci wynik, a że z dzielnicy wybierzemy tylko pięcioro radnych, więc z naszej listy wejdzie jeden. Pierwszy. To znaczy pierwszy, który będzie miał najwięcej głosów, czyli po prostu pierwszy a nie drugi. Bo startowanie z drugiego miejsca jest prestiżowe, prawie takie samo dobre, jak z pierwszego, ot srebrny medal, ale wielu mieszkańców nie patrzy na nazwiska, lecz po prostu zaznacza tego pierwszego na liście. A szkoda.
Gdy cztery lata temu byłem radnym Warszawy, moi koledzy partyjni umieścili mnie na miejscu szóstym! Bardzo się zdziwiłem, ale z nikim na ten temat nie rozmawiałem. Bo pomimo niezłych notowań – radnym byłem nie najgorszym, musicie uwierzyć na słowo, nikt tego nie docenił. Miałem nazbierać głosy dla tego pierwszego, i tyle. Tylko samorządowcy innych partii – tak Platformy, jak i PiS, dziwili się głośno. Dlaczego spuszczają faceta, który się zna na przykład na edukacji i kulturze w mieście jak mało kto, który potrafi się dogadać z urzędnikami, któremu zależy (autentycznie zależy), by w mieście zyło nam się lepiej? Cóż, przed czterema laty nie protestowałem. Z pierwszego miejsca wszedłbym bez problemu, z szóstego miałem trzeci wynik na liście. Nie najgorzej, ale nie najlepiej. Należało przegonić pierwszego. A to było niemożliwe.
Zacząłem ten tekst od stwierdzenia, iż mam minimalne szanse. Ale mam szanse i tego będę się trzymał.
2 thoughts on “Kandydat”
Comments are closed.
A gdzie można przeczytać programy kandydatów?
Ba, ja za programy kandydatów nie odpowiadam. Będą one publikowane na różnych ulotkach czy w prasie. Kilka zdań na temat tego, co jest najważniejsze, napisałem na stronie. O programach przedwyborczych radnych i jak oni swój program realizują, mógłbym napisać dłuższy tekst. Po prostu indywidualnie radny może bardzo mało. Razem z klubem – znacznie więcej. A najbardziej mnie cieszyło, gdy w różnych sprawach, na przykład związanych z warszawskim szkolnictwem, udawało się porozumieć z liderami najważniejszych klubów i mówić jednym głosem. Często nasze programy pokrywają się, tylko żeby radni chcieli o nich po wyborach pamiętać.