Długo broniłem się przed rozwijaniem wątków dotyczących poczynań ministra Giertycha. Konsekwentnie staram się też nie komentować w klasach jego różnorodnych pomysłów. Ale „zero tolerancji” i szereg głosów wspierających tę koncepcję wymaga napisania kilku zdań.
O co tu chodzi? O autentyczny „pruski” porządek w szkołach? Jeśli jesteś niegrzeczny, linijką po łapach i klęczenie na grochu? O likwidację przemocy w szkole? Siłą? O złamanie psychiki młodzieży i rozpoczęcie prania mózgów? O zaszantażowanie społeczności szkolnej, by wszyscy się wszystkich bali? O większą liczbę członków Młodzieży Wszechpolskiej? O stworzenie miejsc pracy dla byłych oficerów, którzy prowadzić będą żelazną ręką nowe placówki „wychowawcze”? O karanie uczniów pracą? Tego zestawu pomysłów zrozumieć się nie da. Jak mało pan minister ma wyczucia, rozumienia, na czym polega autentyczne wychowanie, ogłaszając w szkole, gdzie miała miejsce tragedia małej Ani, swój program „zero tolerancji”. W tej szkole powinno działać dziś kilku psychologów a nie pan minister ze swym programem!
Jaka ma być polska szkoła zdaniem pana Giertycha? Uważam, że nieprzyjazna uczniowi, nauczycielowi i rodzicom. „Trójki wychowujące szkoły” trafią do placówek i będą znanymi dobrze w dawnych czasach metodami zmieniać rzeczywistość szkolną. Zakładane niegdyś w reformie edukacji upodmiotowienie uczniów zmienia się na naszych oczach na uprzedmiotowianie. Wszystkich wyrównać pod jeden strychulec.
Jestem tymi poczynaniami bardzo zmartwiony, choć wiem, że jakiekolwiek zmiany w szkole, takie autentyczne, trwają co najmniej (od rzucenia hasła do realizacji) dwa-trzy lata. Łatwo udało się tylko popsuć tegorocznym maturzystom maturę. Pozostaje nam teraz wysłuchanie pogadanek wychowawczych, schowanie komórek do kieszeni i czekanie, aż pan Giertych poda się do dymisji (albo premier pana ministra zwolni).