Ten naród jest nam bliski. Nawet w hymnie narodowym (poza tym, że śpiewamy o ziemi włoskiej), także zauważamy dzielnego Czarnieckiego, który przez morze (do Danii) rzuca się, aby ratować ojczyznę. Ratować jej w Danii nie trzeba było, ale Mazurek Dąbrowskiego rzecz święta i tradycyjnie o tym fakcie śpiewamy.
Ten naród zza morza potrafi się cieszyć życiem. Ci, którzy mają pieniądze (nawet nie największe), mogą sobie codziennie w samym centrum Kopenhagi pójść do Tivoli. Nie macie pojęcia, jak prosta rozrywka – karuzele, kolejki różnej maści, latające dywany, strzelnice – połączone z lokalami. w których można zjeść (i wypić) coś taniego i coś drogiego, wprawia Duńczyków w dobry humor. Nie do końca jestem w stanie pojąć, czy ta odrobina adrenaliny jest im konieczna, czy do pełni życia potrzebny jest im dom strachów i świąteczne zapamiętale pracujące (lub bawiące się) krasnoludki. Dołóżmy do tego aktualną kolorystykę Tivoli. Jest ona czerwono-biała, i to wcale nie z powodu kolorów duńskiej flagi narodowej, lecz tysięcy sprzedawanych zabawek o dominujących tych dwóch świątecznych kolorach. Fakt, najlepiej bawią się dzieci i nastolatki, ale siedemdziesięciolatków na diabelskim młynie lub ośmiornicy też można spotkać.
A jeżeli nie masz pieniędzy, jesteś bezdomny i wydawałoby się na pozór, że będziesz nieszczęśliwy. W Danii to trudne. Przecież możesz zamieszkać w Chrystianii. Chciałoby się napisać – w dzielnicy Kopenhagi, ale to nieprawda. Mieszkańcy tej przedziwnej enklawy czują się mieszkańcami wolnego miasta – na jednej z bram wyjściowych Chrystianii widnieje napis: „Wchodzisz na teren Unii Europejskiej”. Bo Chrystiania oczywiście za część Unii się nie uważa. Przed laty bezdomni zajęli ten teren i do dziś tam mieszkają. Radośnie i kolorowo. Dziś nawet trochę pracują (nie płacąc podatków), mają swój rynek ze straganami, gdzie sprzedają pamiątki. piekarnię, nawet szkołę. Ale koło północy straganów jest niewiele, i turyści wraz z „miejscowymi” mogą posłuchać koncertu jazzowego, gdzie saksofonista jest tak znakomity, spokojnie można go byłoby zaprosić do najlepszego klubu w Warszawie.
Tego samego wieczoru byłem i w Tivoli, i w Chrystianii. I nie umiem powiedzieć, czy ci z kabzami pełnymi pieniędzy, czy ci, którym pieniędzy na nic nie wystarcza, bawili się lepiej.
Po prostu szczęśliwy naród.