Byliśmy w Bydgoszczy, cała Rada Naczelna ZHP, w skład której wchodziła wówczas Główna Kwatera. Grudzień 1981 roku, kilka miesięcy po przełomowym dla ZHP VII Zjeździe.
Tak, po tamtym zjeździe, który, moim zdaniem, zasadniczo zmienił oblicze Związku. Dlaczego najpoważniejsi nasi instruktorzy uważają dziś, że był nim Zjazd Bydgoski? Nie rozumiem. W latach 80-tych byłem delegatem na kolejne zjazdy, w roku 81 wybrano mnie do prezydium Rady Naczelnej, w czasie Zjazdu Bydgoskiego przewodniczyłem komisji uchwał i wniosków, przez całe te lata kierowałem „Druzyną-Na Tropie”.
Pamiętajmy, że to VII Zjazd zdecydował o wyjściu ZHP z Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej, ten zjazd odrzucił program HSPS wraz z nielubianymi i nieharcerskimi koszulami, zwanymi tu i ówdzie HJ-kami. Wtedy rozwinął się KIHAM, założono szkoły instruktorskie, organizowano kolejne CAS-y. Wtedy po raz kolejny (poprzednio w roku 1956) mieliśmy autentyczną odnowę harcerstwa!
Dwadzieścia pięć lat temu 12 grudnia 1981 r. obradowaliśmy nad losem harcerstwa starszego, długo w nocy dyskutowaliśmy w gronie prezydium RN (pijąc niesłychane ilości deficytowej wówczas kawy), jak ma przebiegać ofensywa starszoharcerska. Przebiegać pod moim kierownictwem. Około pierwszej w nocy 13 grudnia wracaliśmy do hotelu wyludnionymi, cichymi, zaśnieżonymi ulicami Bydgoszczy. Nic nie wiedząc…
Około piątej w moim pokoju zabrzęczał dzwonek telefonu. Po drugiej stronie linii ówczesny zastępca naczelnika Julo Nuckowski rozemocjonowany krzyczał: – Adam, wstawaj, mamy wojnę! – Julo, zwariowałeś, piąta, przecież nic nie piłeś!!! – odpowiedziałem nic nie rozumiejąc. – A jednak to była prawda, mieliśmy wojnę. Szybko wracaliśmy nadal wyludnionym miastem do sali konferencyjnej. Byliśmy najwyższą władzą organizacji, odpowiadaliśmy za ogromną grupę dzieci i młodzieży i stanęliśmy w obliczu wielkiej niewiadomej – stanu wojennego…