Jestem fanem pani Ireny Jun. Uważam, że jest to aktorka, która znakomicie interpretuje tekst, że nie ma jej równych w umiejętności recytowania wierszy. Pamiętana jeszcze z przedstawień Szajny. No są jeszcze aktorzy ze Zbigniewem Zapasiewiczem na czele, ale kto dorówna pani Irenie? Budzisz-Krzyżanowska? Komorowska? Chyba nie. Więc gdy w Teatrze Studio zapowiedziano „Pastorałki polskie” – świąteczne widowisko złożone z wierszy autorów XX wieku, pobiegłem posłuchać jej i młodszych aktorów recytacji oraz śpiewu tradycyjnych kolęd.
Zastanawiam się, jak z tak różnorodnego materiału, jakim dysponowała Irena Jun, stworzyć jednorodne spójne widowisko. I dochodzę do wniosku, że chyba się nie da. Tu ludowość, tam prostota (księdza Twardowskiego), ówdzie liryczność Gałczyńskiego lub głęboka religijność Branstaettera. Razem dwudziestu! Może więc trzeba wsłuchiwać się w teksty – żartobliwe i poważne, z Jezusikiem w polskiej szopie i w Betlejem, słuchać melodii wygrywanych na przedziwnych i nieznanych ludowych instrumentach skrzypcowych (cudowna Maria Pomianowska) i cieszyć się słowem, jakie pada z estradki ustawionej w kuluarach teatru. Jak napisano w programie, to kolędowanie na chwałę poezji i na chwałę Boską. Prosty spektakl poetycki – ku pokrzepieniu i rozweseleniu serc.
To po wieczorze filozofii według księdza Tisznera kolejne widowisko sceny poetyckiej. Gdy zostanie ogłoszone, iż Irena Jun przygotowała kolejne przedstawienie, na pewno na nie się wybiorę.