Co za popularność! Jednego dnia w Warszawie są grane trzy przedstawienia inspirowane wielkim dramatem Czechowa. Krystyna Janda w Polonii prezentuje swą wersję (mało udaną) „Trzech sióstr”, Piotr Cieślak „Siostry” według Enquista w Teatrze Dramatycznym, a artyści z dalekiej Korei „Trzy siostry zagubione w czasie” na scenie „Montowni”.
Czy marzenia Koreanek o życiu wielkim mieście niczym nie różnią się od marzeń Rosjanek wyczarowanych ręką Czechowa? Czy Moskwa może być Seulem? Czy realia rosyjskie przełomu wieków będą aktualne w roku 1930, gdzie przenosi nas reżyser spektaklu? Czy w tymże roku może pojawić się dziewczyna w leginsach i ze słuchawkami na uszach? I co na to widzowie? I czy nie zabraknie nam słowiańskich imion, gdyż zastąpiono je imionami koreańskimi. Na dodatek język, bo przedstawienie grane jest, co zrozumiałe – po koreańsku.
Ciekawy to spektakl, wzbogacony karnawałowymi wstawkami wędrownego cyrku, muzyką klauna grającego (a jakże) na akordeonie, gdzie teatr jest bardzo konwencjonalny a widzowie dobrze wiedzą, jak to wszystko się skończy. Doktor ma przyczepioną sztuczną brodę, Natasza (oczywiście zupełnie inaczej się nazywająca) pokazuje na pusty dziecięcy wózek, w którym „śpi” jej dziecko, a pożar to czerwone oświetlające scenę reflektory. Wśród biegających nadużywających strun głosowych aktorów pełne spokoju i ukrywanych emocji prezentują się trzy nieszczęśliwe kobiety. Każda z nich myśli o szczęśliwym życiu i żadna z nich takiego mieć nie będzie. Pozostają w rzeczywistości na scenie ze spakowanymi walizkami – gotowe do drogi, która ich nigdzie nie zaprowadzi. Na pewno nie do wymarzonego Seulu.
1 thought on “Trzy siostry z Korei”
Comments are closed.
Interesting to know.