W pokoju nauczycielskim bardzo interesująca burzliwa rozmowa. Czy warto być nauczycielem? Czy młody magister powinien swoje przyszłe życie zawodowe wiązać ze szkołą? Przecież w szkole tak mało płacą! Przecież to zawód, który jest bardzo trudny, a emeryt-nauczyciel nie zwiąże końca z końcem. Jedna z pań wyraziła to konkretnie: – Jestem nauczycielką, mąż pracuje naukowo i nie stać nas na zmianę wyposażenia kuchni. A po trzydziestu latach szafki już się rozpadają.
Hmm… Więc jak to jest? Świetni pedagodzy, wcale nie jacyś nieudacznicy, wołają głośno: – Nie warto być nauczycielem. Nikt cię nie docenia. Państwo, uczniowie, rodzice.
Czy rzeczywiście jest tak źle? Czy może tego dnia istniała potrzeba zrzucenia z siebie odrobiny żalów i pretensji do świata, by wrócić po chwili do pełnej równowagi? Nie wiem. W rozmowie zabierałem głos, nie przekonując nikogo. Zastanowiłem się później, dlaczego. Chyba jednej rzeczy nie powiedziałem.
Uczymy wszak, lepiej czy gorzej, przekazując wiedzę, umiejętności ale także poglądy. Nauczamy przedmiotu, ale także życia. Wychowujemy. Czyni to każdy z nas, pozostawiając w umysłach młodzieży cząstkę samego siebie. Młodzież jest krytyczna, w jej rozmowach jesteśmy bandą głupków. Ale nie zawsze, ale nie wszyscy, ale ocenia nas nie tylko zespół klasowy, lecz i każdy uczeń indywidualnie. I okazuje się (czasem już po latach), iż szkoła bardzo wiele dała i Kowalskiemu, i Nowakównie. Mówią to nam głośno.
Nie tak dawno rozmawiałem z absolwentem naszej szkoły, nie pamiętał mnie, jakoś się dziesięć czy piętnaście lat temu na korytarzu nie zetknęliśmy. Ale pamiętał on swego wychowawcę. Moim zdaniem bardzo przeciętnego nauczyciela. Był on dla mojego rozmówcy drugim Bogiem, autorytetem, ideałem. Był geniuszem, właśnie tym, który przekazał owemu absolwentowi część siebie.
I pewnie jest tak z uczestniczkami rozmowy w pokoju nauczycielskim – brakuje im pieniędzy na zmienienie wyposażenia kuchni, ale są nauczycielkami i wychowczyniami – są tymi, które kształtują młode pokolenie. I choć może nawet nie są do końca tego świadome – naprawdę są kimś ważnym dla innych, i tym kimś przez kilkadziesiąt lat własnego życia naprawdę warto być.

Nie zgodzę się ze stwierdzieniem, że uczniowie nie szanują swoich nauczycieli. Wręcz przeciwnie. Kiedyś myślalam, że ludzie, którzy przekazują mi wiedzę są bandą kretynów, którym nie udało się w życiu i chcą pokazać swą wyższość nad uczniami, którzy w ich odczuciu są tylko uczniami, osobami, z którymi muszą pracować. Ale z wiekiem to się zmienia. Zazwyczaj nie szanuje się (co nie jest oczywiście zajwiskiem występującym zawsze) nauczycieli, którzy od Ciebie czegoś wymagają. Nie szanują ich moim zdaniem ludzie „głupi”. Nauczyciel musi wymagać, aby uczeń mógł wiedzę przyswoić, oczywiście nie zrobi nic za niego, ale będzie potrafił go do tego zmotywować i to jest największą chlubą tej profesji.
Oczywiście zawód nauczyciela nie jest opłacalny w Polsce. Ale szczerze mówiąc, każdy podejmuje decyzje sam i można było się tego spodziewać i zastanowić się wcześniej. Wydaje mi się, że aby zostać nauczycielem, trzeba mieć do tego swoiste powołanie, pieniędzy z tego mieć nie będziesz- za to satysfakcję na pewno. Nie tylko z tego, że potrafisz dobrze się wypowiadać, przekazywac wiedzę w danym zakresie. Ale również dlatego, że efekty twojej działalności będzie widać później, obserwując sukcesy swoich wychowanków i uczniów. Tego życzę każdemu z nauczycieli, jednak aby tak się stało, sam musi o to zadbać.
No właśnie, zgadzamy się. Napisałem (innymi słowami) to samo, co ty. Dlatego w felietonie znalazł się ów przeciętny nauczyciel, którego z takim szacunkiem i poważaniem wspomina absolwent szkoły. I to on ma rację, a nie ja. Zwróć uwagę na początek twojego tekstu – do właściwych ocen trzeba dorosnąć, ty już dorosłaś i to cieszy.
Cieszę się, że pan profesor się ze mną zgadza.
P.S. Jeżeli już mowa o nauczycielach, to istotnym jest przypomnieć każdemu z nich: w słowach kończących się na 'liśmy/liście’ akcent stawiamy na 3 sylabę od końca. a więc nie robili(!)śmy, a robi(!)liśmy! To tak przy okazji.
Czy to ja z tym akcentem? Trzeba było mi to powiedzieć na przerwie w klasie, obiecuję poprawę.
Nie, nie. Akurat u Pana tego nie zauważyłam. Przypominam po prostu, bo niestety nie wszyscy nauczyciele stosują się do zasad dobrego mówienia, co czasami bywa śmieszne, a czasem denerwujące. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy muszą być humanistami.
Uff, odetchnąłem z ulgą.