Minął Dzień Myśli Braterskiej, w hufcu spotkaliśmy się dwa dni wcześniej. Dziś spotkanie instruktorskie w Głównej Kwaterze. Piękny dzień, piękna tradycja. Zawsze zastanawiam się, w jaki sposób emerytowany generał brytyjski zafascynował młodą angielską damę z dobrego domu… Bo przecież nie połączył ich fakt urodzenia tego samego 22 lutego. Coś generał Baden-Powell musiał w sobie mieć… Ale to temat na inny felieton.
W czasie kominka w GK Jola zadała nam trudne pytanie o nasze harcerskie autorytety, prosiła, byśmy opowiedzieli o instruktorach, którzy autentycznie wpłynęli na nasze harcerskie życie. Zachowałem się jak słoń w składzie porcelany, komunikując, że instruktor, który najmocniej wpłynął na to, że przez kilkadziesiąt lat jestem bez dnia przerwy czynnym instruktorem, nie jest dla mnie autorytetem, a więc opowiadać nie mam o kim. Później starałem się moje ostre słowa stonować, opowiadając, jak to w wieku dziewiętnastu lat powiedziałem owemu instruktorowi, że jestem od niego lepszy, a więc że uczeń przerósł mistrza. Mistrz tego nie zrozumiał lub zrozumieć nie chciał. A ja przez lata działałem jako osobnik wiecznie kontrujacy i negujący to, co on proponował. Nie, nie było nam najgorzej. Chodziłem własnymi drogami – i jakoś było. Często nasze drogi schodziły się, a czasem dochodziło do ostrych konfliktów. Lecz prowadzony przeze mnie szczep kilkakrotnie najlepiej zorganizował w hufcu akcję letnią (a był to hufiec dziesięciotysięczny), byłem namiestnikiem starszoharcerskim i zastępcą komendanta hufca, kilka razy poprowadziłem kurs drużynowych, otrzymałem kilka krzyży i medali, dorobiłem się stopnia harcmistrza Polski Ludowej, byłem członkiem Rady Naczelnej i kilka razy delegatem na Zjazd ZHP. Nie nie było najgorzej, choć z moim mistrzem stosunki były zazwyczaj chłodne a czasami wręcz mroźne.
I choć od dziewiętnastego roku życia uważałem, że mistrza przerosłem, cenię go za jego zapał, za czas, który dawał organizacji, za sukcesy, jakie miał (a miał ich bardzo wiele), za to, co robił przed laty i za to, co robi dziś. Cenię go i go lubię, bo choć tak się różnimy, gdyby nie było takich jak on, i nie było takich jak ja – Związek Harcerstwa Polskiego byłby o wiele uboższy.