Trafiłem na koncert – przyjechały do Warszawy dziewczynki z polskiej szkoły w Grodnie. Przez pół godziny śpiewały, i śpiewały nam ładnie.
Ile to już lat upłynęło od otwarcia tej szkoły? Na pewno ponad dziesięć. Pogoda wówczas była piękna. Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Polska dała pieniądze, Białorusini wybudowali budynek. Tak po swojemu, po białorusku. Zdziwiony byłem jakością (a właściwie bylejakością) prac. Od toalet poczynając na auli kończąc. Ale szkoła stała, najładniejsza w całym mieście. Pachniało farbą. Z Polski sprowadzono meble. Tak, to był sukces polskich i białoruskich władz. W planach były kolejne polskie szkoły, bo polskie dzieci chciały uczyć się po polsku nie tylko polskiego jako języka obcego, ale jako ojczystego, w którym mogłyby poznawać historię, geografię a nawet (bo dlaczego nie?) arkany matematyki i fizyki. Z planów niewiele wynikło, czasy się zmieniały, powstała jeszcze szkoła w Wołkowysku i na tym się zakończyło. Niestety.
Piękne to były czasy, wizy bez problemu w konsulacie na Saskiej Kępie, współpraca z białoruskim konsulem, któremu zależało na pracy polskich harcerzy, granica, którą przekraczało się z trudem (te postradzieckie zachowania wszystkich służb mundurowych), ale z naszej strony nasi pogranicznicy robili wszystko, by przekroczyć ją szybko.
Piękne to były czasy, kiedy rozwijało się normalne harcerstwo, kiedy jeździliśmy na festiwale piosenki harcerskiej, w których brało udział ponad 300 harcerzy, kiedy trzeba było oddzielić (bo aula w szkole polskiej była za mała) festiwal zuchowy od harcerskiego. Kiedy na spotkaniach kadry bywało prawie sto osób i czuliśmy się w wielkiej harcerskiej rodzinie.
Czas płynął. O szkole polskiej w Grodnie informacje dochodziły do mnie bardzo różne. Najpierw o tym, jaka szkoła jest wspaniała, jak świetnie wychowuje, później, że marnieje (tak jak drużyna harcerska, która jest a jakoby jej nie było), o słabości nauczycieli, którzy coraz gorzej mówią po polsku. Ale i polskość w tej szkole zaczęła być mało znacząca.
I niespodzianka – chór z polskiej szkoły śpiewa nie tylko dobrze, ale śpiewa pieśni i piosenki patriotyczne. Tam brzmi nuta o polskości tych dzieci, oczywiście „Polskie kwiaty” (to jakby hymn, który wywołuje w niektórych słuchaczach prawdziwe wzruszenie), piosenka o polskim papieżu i wierszyk, w którym autorka zaprasza nas do Grodna, polskiego Grodna. A więc nie jest źle?
Przecież gdzieś obok nadal kibicuje szkole grodnianin redaktor Lesław Skinder (to dobry duch tej placówki), gdzieś obok jest Towarzystwo Przyjaciół Grodna i Wilna.
Ile już lat nie byłem w polskiej szkole w Grodnie? Pora do niej wrócić. Pora, aby znów tam było dobre harcerstwo.