Integracyjnie
Środa, 14 grudnia. Dobrze jest spotkać się towarzysko w czasie okołoświątecznym i tylko trochę mówić o polityce. Przed nami sałatki, śledź, wędliny. Wokół ludzie, z którymi nie widuję się na co dzień. Jedni wygrani, inni przegrani, dziś jakby zagubieni. Członkowie partii. Między nami W., który ostatnio pokazuje się w telewizji, słychać go w radiu. W. opowiada nam, jak już niedługo tacy jak ja będą mieli znacznie więcej do powiedzenia niż ma to miejsce dziś. „Upodmiotowienie dołów” – jak to ładnie brzmi. Wszystkim nam podobają się nie tylko sałatki, ale i to, co mówi szef znanego w Polsce stowarzyszenia.
Przynoszący dzieciom radość
Czwartek, 15 grudnia. Pełnią oni bardzo trudną harcerską służbę – przynoszą radość dzieciom specjalnej troski. Są ich nauczycielami, opiekunami, niańkami. Instruktorzy Nieprzetartego Szlaku. Jest ich w naszym hufcu spora gromada, bo NS mamy największy w Polsce. Troszczy się o nich A. – wspomaga, organizuje, nagradza. Ta wigilia jest także nagrodą. Chwilą, gdy mogą się spokojnie spotkać we własnym gronie, ale także z przyjaciółmi z hufca i z grupką byłych już instruktorów, poczuć się częścią wielkiej harcerskiej rodziny. Na stole pali się świeca Betlejemskiego Światła Pokoju…
Nasza klasa
Piątek, 16 grudnia. Na takim świątecznym spotkaniu zbiera się nas niewiele ponad 10 osób. Z częścią klasy nie mamy kontaktu, nie wiemy, gdzie jest; czworo jest aktualnie za granicą, ktoś się źle czuje, ktoś nie chce, nie widzi potrzeby brać udziału w takiej imprezie, choć na klasowej liście widnieje. To duża radość zobaczyć się o rzut beretem od szkoły. Wbrew powszechnym opiniom nie rozmawiamy o szkole i nauczycielach. Nawet sukcesy sportowe sprzed lat przestały nas interesować. Może kiedyś przyjdzie pora na takie wspominki. Najważniejsze są nasze losy, przyszłość nasza i naszych dzieci. Inne tematy są marginesowe. Polityka też.
„Trójka”
Poniedziałek, 19 grudnia. Wigilie „Trójki” mają długą tradycję. Kiedyś było nas bardzo wiele, dziś dwanaścioro. Na dodatek I. i A. są aktualnie w Szwecji a Ł. w Turcji. Ktoś nie może przyjść, ktoś się nawet nie usprawiedliwia. Więc nawet gdy przyjdzie czyjaś żona lub mąż, to i tak zbierze się nas dziesiątka. Kiedyś bardzo staraliśmy się, by pod choinką były własnoręcznie wykonane prezenty. Dziś tradycja gaśnie. Wszyscy strasznie jesteśmy zabiegani. W tle kolędy, w pokoju choinka. Zastanawiamy się, czy jeszcze kiedyś „Trójka” się odbuduje. Bo za niecały rok stulecie naszego środowiska. Więc jak będzie przebiegał jubileusz bez drużyny?
W Muzeum
Wtorek, 20 grudnia. Muzeum Harcerstwa jest dla niektórych azylem. Dobrze się tam znaleźć w gronie starych i młodych instruktorów. Coś takiego jest, że wszystkich ciągnie na parter budynku przy Konopnickiej. A gdy zaproszą na wigilię? Gdy zapowiedzą barszcz i pierogi, które przywiózł K.? W Muzeum wszystko jest takie, jak trzeba. Opłatek, dania postne, ciasta. Wiele osób przynosi różne potrawy z domu – słynny jest tort żony D. lub krem makowy druha A. W tym roku ciasno się zrobiło w niewielkich muzealnych pomieszczeniach. Ale kto nie chce pobyć choć chwilę w takim azylu?
Nasi młodzi
Wtorek, 20 grudnia. Wigilia kadry naszego hufca, tej jego najmłodszej, a może najbardziej zróżnicowanej części. Nieco wcześniej zaczęła się w pobliskiej szkole uroczyste świąteczne spotkanie kręgu seniora, zwanego dla niepoznaki kręgiem instruktorskich pokoleń. Tam około 50 osób, tu – tych młodych – prawie setka. Chcą być ze sobą, chcą bawić się razem, ale także pracować. Po raz pierwszy zamiast jasełek poważny spektakl „przedwigilijny” teatru Paradox. Po raz pierwszy dwóch księży święci nam opłatki. Po raz pierwszy nasi seniorzy podarowali nam harcerskie hufcowe kalendarze na przyszły rok. Po raz pierwszy dostaliśmy mądre myśli o wierze i nadziei. I mogliśmy o nich chwilę porozmawiać. Nie po raz pierwszy mieliśmy świetną atmosferę.
W harcerskiej centrali
Środa, 21 grudnia. Kilkudziesięciu instruktorów (i instruktorek) związanych z Główną Kwaterą ZHP. Dwóch byłych przewodniczących, kilkoro byłych naczelników, dwóch kapelanów, grupa tych najaktywniejszych… Tylko szefostwo gdzieś się zapodziało. Byli niedaleko, dopieszczali posłów ze świeżusieńkiego parlamentarnego zespołu przyjaciół harcerstwa, któremu przewodzi nasza B. Czekaliśmy i się doczekaliśmy. Wreszcie możemy składać sobie życzenia. Najwięcej było takich mało zobowiązujących: „wszystkiego najlepszego”, „szczęśliwego nowego roku”, „abyśmy zdrowi byli”. Ale następną grupą były: „trzymaj się”, „pisz tak dalej”, „nie daj się”. Hmm… No dobrze, jak chcecie, to się nie dam. Na pewno. A na końcu łamanie opłatkiem z J., która bardzo życzeń składać mi nie chciała. Ale były one osobiste, szczere i zupełnie inne. Będę te życzenia pamiętał. Jako jedyne.
Belfrzy i okolice
Czwartek, 21 grudnia. Szefowa przygotowała nam mowę. Czego tam nie było! I „Chłopi” Reymonta, i nasze wynagrodzenie, i problemy dyrekcji, i podziękowania, i nadzieje na przyszłość. Mieliśmy mowę, że hej! Słuchaliśmy – ci uczący, i tzw. obsługa, i kilkoro emerytów, i przedstawiciele rodziców. To był dobry pomysł, spotkanie wigilijno-noworoczne zorganizowali rodzice. Niby w szkole nic nadzwyczajnego. Ale gdy przypomnimy sobie naszych uczniów, którzy starali się sprostać zadaniu, będąc grupą młodocianych kelnerów. W szkole są nieliczne możliwości pełnego towarzyskiego pogadania. Dzień Edukacji, studniówka i takie spotkania, jak ten nauczycielski lunch. Za mało, stanowczo za mało jak na tak oryginalny zakład pracy. Dlatego piękne podziękowania i prośba o jeszcze.
Kończy się czas wigilii, pora zacząć się przygotowywać do Wigilii. A to, oczywiście, całkiem inna historia.