Cóż, czasem udaje się warszawskiemu teatrowi Studio dobrze wystawić jakąś sztukę. Wystawić dobrze, czyli nie szaleć z formą, pomysłami inscenizacyjnymi. Bo to nie czasy Szajny. Nawet gdy pojawia się na ekranie nielubiane już przeze mnie nagranie z monologami wypowiadanymi przez Jerzego Trelę, jest ono logiczne, nieudziwnione, potrzebne. Wystawić dobrze, to znaczy zaangażować do pracy aktorów, którzy tak podają tekst, że słyszymy, co mówią. Mówią do nas, do widzów a nie gdzieś w przestrzeń. I my to rozumiemy. Oczywiście przoduje tu Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Wystawić dobrze, to znaczy tak zabudować przestrzeń sceny (z lekka powiększonej i wyprowadzonej pomostem do wykorzystywanego bocznego wejścia na widownię), aby zmieścić na niej wszystkie elementy scenografii. Ileż tu zmieściło się części mieszkania. Dobre wystawienie to także reżyseria. Nie, nie jestem zwolennikiem przerysowywania postaci. Trochę mnie to w „Sierpniu” raziło. Ale trudno, nie można w teatrze mieć wszystkiego.
Najważniejszy zawsze jest tekst, taki, który byłby interesujący dla polskiego widza. Tekst na tyle uniwersalny, że każdy znajdzie w nim coś własnego, możliwego do porównań z naszą rzeczywistością. I tak jest tym razem. Nie, nie będę pisał o dominacji w rodzinie, o relacjach między rodzeństwem, o błędach rodziców, o ludziach szczęśliwych i nieudacznikach, o marzeniach jak z Czechowa, o miłości jak u Szekspira. Tak, pisać, o czym jest ta sztuka, mógłbym dalej długo. Gdyby jeszcze autor potrafił ją zakończyć w odpowiednim miejscu! Nie kazać nam siedzieć na widowni i zastanawiać się, czy wymyśliliśmy prawidłowo dalszy ciąg akcji. Ale cóż, i tak „Sierpień” da się obejrzeć. To naprawdę mnie cieszy.