Ile razy oglądałem „Metro”? Nie wiem. Kilka. Najpierw dwa razy w Teatrze Dramatycznym a później trzy razy w „Buffo”. A może trzy razy w Pałacu Kultury i cztery w Imce? Nieważne. Bo w tym tygodniu jeszcze raz. Po raz kolejny z dużą przyjemnością.
Janusz Józefowicz, któremu kolejne produkcje o podobnym charakterze nie za bardzo się udają (nie powiem nic o „Policie”, nic o niej nie słyszałem), dba o swoją pierwszą prawdziwą premierę. Dopieszcza przedstawienia z kolejnymi pokoleniami starszych, ale przede wszystkim młodszych wokalistów. Dba o to, by choreografia nie była gorsza niż za dawnych lat – by była nadal na wysokim poziomie. To widowisko ma przecież ponad 20 lat! Jest starsze niż zdecydowana większość osób na widowni.
W tamtej dawnej obsadzie Górniak, Groniec, Janowski, Józefowicz. Ciekawe, jaką karierę zrobią aktualni aktorzy „Metra”. Są dobrzy, może nie są równi, ale śpiewają nie gorzej niż ich starsi koledzy, których posłuchać można na płytach. Zawsze nieco gorsze w „Metrze” były głosy męskie, i tak jest tym razem. Niestety nie napiszę który z dwóch panów, znajdujących się w aktualnej obsadzie, występował w roli Jana, która z trzech pań (bo nie była to Natasza Urbańska) była Anką. Teatr skrzętnie ukrywa przed widzami aktualny danego dnia skład obsady. A szkoda, pewnie nie ja jeden chciałem wiedzieć, kogo oklaskiwałem, siedząc na widowni.
Zastanawiałem się nieco, na ile uniwersalny jest tekst, napisany przed laty przez siostry Miklaszewskie. To przedziwne, jak uniwersalne (choć bardzo proste) niesie on przesłanie. Właściwie wszystkie wątki są dla dzisiejszej widowni aktualne. I bunt młodych, i idealizm, i uczucia, i rola pieniądza, nawet częsta nijakość współczesnego teatru. Zmieniło się jedno – mamy w Warszawie jedną nitkę metra (którego przecież przed laty nie było), ale takiej opuszczonej stacji, w jakiej toczy się akcja musicalu, nadal nie ma. Tak, to polskie „Metro” było od początku bardzo mało polskie. I tak pozostać musi jeszcze przez wiele lat.
Patrzyłem na widownię. Z wyjątkiem maluchów z pewnej szóstej B, które nie dorosły jeszcze do oglądania spektaklu, młodzież była zafascynowana tym, co działo się na scenie. Nie wiem, ile razy spektakl był już grany, pamiętam, że ponad tysiąc razy. Ciekaw jestem, czy za kolejne dwadzieścia lat znów będę mógł pójść na „Metro”.