Gdy idę na przedstawienie teatralne „dozwolone od lat osiemnastu”, zawsze zastanawiam się, z jakiego powodu jakiś ważny człowiek takie zastrzeżenie na afiszu teatralnym napisał. Panienki nago biegają w teatrze po scenie? Aktorzy klną jak szewcy? Temat jest bardzo drażliwy, bo źle się mówi o władzy przeszłej, teraźniejszej lub przyszłej?
Z „Wąsami” było podobnie. Co prawda biegających nago panienek się nie spodziewałem, bo żaden z czterech aktorów Montowni na panienkę nie wygląda, ale ciekawość pozostała.
No tak. Wydaje się, że chodziło o te „nibyprzekleństwa”. Bo panowie klną. Czynią to dość specyficznie (jakaś wurwa jego kać nad pięknym Wałtykiem). Taki język na wszelki przez autora samoocenzurowany. No i starają się nas bawić dziwnie wyimaginowanym seksem. Seksem bez seksu. Dlaczego więc tym razem od lat osiemnastu? Podejrzewam, że autor-reżyser chciał zaciekawić i zachęcić potencjalnych widzów, którzy na widowisko „tylko dla dorosłych” powinni masowo pobiec kłusem.
Rzecz nawet zaczyna się ciekawie – czterech panów griluje sobie, pije wódeczkę i odcina się od czterech pań, które w zasięgu głosu bawią się oddzielnie. Więc jakiś pomysł na zachowania męsko-damskie jest. Na dodatek wszyscy panowie posiadją atrybut męskości – tytułowe wąsy. Siedzimy więc przez akt pierwszy, śmiejąc się czasem z niewybrednych dowcipów.
I nadchodzi (po nadejść musi) akt drugi – prezentacja świata widzianego od strony pań. I co? Klęska. Wiemy, nie od dziś wiemy, że cała czwórka Montowni to dobrzy aktorzy. Potrafią się więc wcielić w postacie kobiet. Ale czy to jest śmieszne? Czy udowodnienie nam, że potrafią się szybko przebierać, było niezbędne? Na dodatek świat żeński jakiś jest jakiś smutny, ot faceci z wąsami wygłupiają się, można się z tego śmiać, ale wcale to w rzeczywistości radosne nie jest.
A pointa? Świat „po potopie”? Tragedia. Nieporozumienie. Maciej Kowalewski reżyserujący własną sztukę dokonał harakiri. Bardzo mi go żal.