Od pewnego czasu na spotkaniach komendy naszego hufca zajmujemy się siedzibą (jedni mówią „stanicą”, inni „barakiem”), którą zajmujemy (wynajmujemy) chyba ponad trzydzieści lat. Barak nasz stoi sobie na terenie zalewowym, więc gdy przychodzi większa fala, musimy ewakuować dolny poziom. A teren do duży. W czasach, gdy dostawaliśmy dotacje państwowe i mieliśmy właściwą umowę z miastem, planowaliśmy rozbudowę naszej bazy, nawet odtworzenie wybudowanego przed wielu laty basenu. Miały być magazyny, miała być możliwość organizowania letnich obozów dla harcerzy z całej Polski. Barak chcieliśmy przebudować w nową, przede wszystkim żeglarską harcówkę.
Przyszły nowe czasy, niedobre dla ZHP. Przestaliśmy otrzymywać dotacje państwowe. Odebrano nam, naszemu hufcowi budynek w Aninie, gdzie prowadziliśmy naszą działalność. Przenieśliśmy się na Wał Miedzeszyński. Wału nam nie odebrano, gdyż mieliśmy umowę, która po latach wygasła i nie została ponownie podpisana. Tamta umowa miała istotną cechę – nie musieliśmy miastu płacić za wynajęcie terenu ani grosza.
Przyszły złe czasy. Chorągiew jest w sporze z miastem. Za bezumowne korzystanie z baraku przy Wale (i terenu zalewanego przez Wisłę) jesteśmy ponoć miastu winni kilkaset tysięcy złotych. Mamy płacić i wynosić się z naszej siedziby. Komenda hufca (i przede wszystkim komenda chorągwi) martwi się, co z tym fantem zrobić. Jest kłopot.
Na tle tego wydarzenia, które – miejmy nadzieję – skończy się dobrze warto zadać kilka banalnych pytań. Czy jesteśmy dziś – w kapitalizmie – mniej potrzebni państwu niż niegdyś – w socjalizmie? Oczywiście nie. Ba, nasza misja staje się coraz ważniejsza. Dlaczego więc nie można dziś podpisać właściwych umów i dać nam baraku za darmo do wykorzystania przez najbliższe sto lat? Dlaczego musimy spotykać się, wyjaśniać, pisać, dyskutować zamiast prowadzić w tym czasie pracę wychowawczą?
Nie rozumiem. Czuję się jak ów zając zjadany przez psy. Cóż z tego. że wokół mamy ogromnie dużo przyjaciół, jeżeli nic z tego nie wynika. Czarno to wszystko widzę.
I zastanawiam się – a może my naprawdę już społeczeństwu nie jesteśmy potrzebni. Idealiści w kapitalizmie. Kto to słyszał?