To świetny pomysł. Dogorywająca od trzech lat Warszawska Opera Kameralna (cóż województwo mazowieckie jest ubogie i trzy warszawskie teatry, które są przez nie utrzymywane, są w fatalnej sytuacji ekonomicznej) prezentuje młodych artystów w cyklu „Scena młodych”. Kilka przedstawień uwieńczonych „Zamkiem na Czorsztynie”, sympatyczną operą Karola Kurpińskiego, zrealizowaną przez ekipę, która przybyła do Warszawy z królewskiego miasta Krakowa.
Ramotka o powracającym z wojny Bojomirze, który przypadkowo trafia do zamku, w którym przebywa oszalała z miłości do tegoż Bojomira Wanda, jest naiwna i zabawna. Akcja toczy się w czasach walk z Turkami, bo Bojomir wraca spod Wiednia. Ale nie akcja jest istotna, lecz lekka, wpadająca w ucho, przyjazna zwykłemu śmiertelnikowi muzyka Kurpińskiego.
Na dodatek niezłe głosy – Jarosłąw Bielecki grający owego rycerza i Iga Caban – Wanda – na pewno się wyróżniają. Lecz najciekawsza jest reżyseria przedstawiciela aktorskiej rodziny – Błażeja Peszka. Ot, okazuje się, że panowie (panie po części też) są zwykłymi podróżnymi, jakby w dzisiejszych czasach zabłąkanych w górach. Trafiają oni do nieznanego domostwa i pomimo, że gospodarze traktują ich z pewną rezerwą, nie rezygnują z pobytu. W domostwie stoi normalna współczesna długa kanapa a panie (wszak to powiastka o miłości) ubrane są gustownie, aczkolwiek nieco wyzywająco. Peszek bawi nas dodatkowo, bo wydaje nam się, że oglądamy jakiś fragment wspólczesnego horroru.
Bawimy się nieźle. A wydaje się, że młodzi wokaliści też bawią się nieźle. Czy to wyłacznie zasługa Błażeja Peszka? Nie wiem.
PS Miesiąc wcześniej oglądałem, także w ramach cyklu „Sceny młodych”, „Gianniego Schicchi” Giacomo Pucciniego. Także dobrze zrealizowane, dobrze zaśpiewane. Ogromny plus dla WOK-u. Tylko kto utrzyma tę scenę (oczywiście myślę o „dorosłej”), abyśmy na co dzień mogli słuchać i oglądać opery w najsympatyczniejszym muzycznym teatrze Warszawy?