Tak, to się może zdarzyć tylko raz w życiu. Wchodzisz spokojnie do sali kominkowej w Głównej Kwaterze a tam mnóstwo osób w przeddzień urodzin śpiewa ci „Sto lat”. To niebywałe wrażenie. I harcerze z tak różnych „światów”. Nasz hufiec (w tym moje harcerskie wnuczęta) i Główna Kwatera z Krzysiem, ale i oczywiście Misią oraz Ewą, Anna Michalina, która to wszystko wymyśliła i Ania, którą znam z czasów naczelnikowania Ryszarda. Ania ze swą prawie trzyletnią Zosią z naszej „Trójki” i przedstawiciele Muzeum Harcerstwa. Jest Zubek (ten jakoś załapał się przy okazji, ale dostałem od niego sliczną różę), jest Teresa – była naczelniczka, jest Grzesio – szef „Czuwaj”… I Ajka, i Grażyna z Piotrkiem. Duża część z nich brała udział w tym spisku, bo jak dziecko dałem się w imprezę wkręcić.
Tak, nie da się ukryć – byłem speszony. Nie umiałem wygłosić ładnej harcerskiej gawędy o minionych latach, minionych przeżyciach, doświadczeniach. Może dlatego, że zawsze uważałem, iż człowiek ma tyle lat, na ile się czuje.
Popatrzmy na przebieg mojego dzisiejszego dnia. Rano biorę klasę ze szkoły i wiozę ją do Muzeum Narodowego na wykład na temat czytania obrazu i rzeźby. Szkoła dba, by nasi maturzyści dobrze zdali ustny egzamin z polskiego. Później jestem w Platerkach, gdzie z moimi gimnazjalistkami analizujemy ich rozprawki a następnie „Tren Fortynbrasa”. W Głównej Kwaterze rozmawiamy o „Czuwaj”, przede wszystkim o naszym 25-leciu. A pod koniec dnia miałem spotkać się z kadrą kursów instruktorskich, aby dograć wszystkie szczegóły.
Powiedzcie, czy człowiek w moim wieku bierze sobie na barki tyle zajęć? Właściwie wszystkie związane z pracą z młodzieżą. Bo może nie mam jednak tylu lat, ile mam? Nie wiem.
A pomysł Anny Michaliny z tą zabawną uroczystością był znakomity. Wydaje mi się, że nie tylko dlatego, iż był przeprowadzony w tajemnicy, ale również dlatego, że organizatorzy budując całą akcję wkręcania mnie świetnie się bawili. W świecie mailingowym, gdzie ja musiałem otrzymywać inne maile a organizatorzy prowadzili między sobą odrębną korespondencję i im się to nie pomyliło – były to trudne zadania.
Teraz przede mną ponowne oglądanie prezentacji ze zdjęciami i życzeniami, czytanie „księgi pamiątkowej” (jeszcze być może będzie wzbogacona o kolejne życzenia) i wspominanie, jaką miałem minę, gdy usłyszałem „sto lat”. Całe lata młodości przede mną.
Adasiu! Jak bardzo chciałem tam być z Wami
Bo oczywiście o wszystkim dobrze wiedziałem:)))To moje zdrófko ciągle mnie unieruchamia w promieniu okolic Krakowa, ale jest właściwie OK, więc pewnie znowu się zobaczymy na szlaku. Oby przez następne …siat lat! Z Błekitnym Niebem!!!