Po prawie dwóch tygodniach znów w domu. To niebywałe – tak jak półtora roku temu w Stężycy – i tym razem mogę się w praktyce sprawdzić. Sprawdzić z harcerstwa. I być potrzebnym. Tyle już lat to trwa, że już najstarsi ludzie tego nie pamiętają. No, może druh Stefan. To jednak niebywałe uczucie – po raz kolejny tak normalnie prowadzić obóz lub kurs.
Fakt, to nie ja bezpośrednio układałem program, nie ja martwiłem się o zaproszenie wykładowców, i również nie ja wybiegałem na poranną codzienną rozgrzewkę. Ale jednak – starając się być w tle (przepraszam wszystkich tych, z którymi sobie dłużej nie porozmawiałem), musiałem koordynować, zastępować, pomagać, przyjmować raporty, inicjować puszczanie wieczornej „iskierki” i tak dalej, i tak dalej.
Czasem się zastanawiam, czy nie mogliby ona – cała nasza kadra – działać zupełnie samodzielnie. bez takich jak ja. I dochodzę do wniosku, że oczywiście tak. Jednak ja jestem taką ochroną, zaporą, osobnikiem, która może zawsze poradzić, pomóc, zapewnić, że zawsze wszystko się uda. I czasem ustawić do pionu.
Ot, taka opowieść z niedawnych czasów – młoda kadra w czasie wyjazdu nie ma autorytetu i ktoś z tych starszych (a czasem młodszych) instruktorów marudzi, przeszkadza, utrudnia. Oczywiście mając dużo dobrych chęci, ale mając inne zdanie niż komendant obozu czy kursu. Mówię więc: – Mnie tam zabrakło, ustawiłbym wszysto i wszystkich na właściwych miejscach. Byłoby jeszcze lepiej. Beż zgrzytów i zbędnych dyskusji.
A na naszym kursie odniosłem kilka osobistych sukcesów. S. mnie podsumował i powiedział,że nie spodziewał się, że będzie nam się tak dobrze pracowało. K. porozmawiała ze mną jak z człowiekiem – i za to jej serdeczne dzieki (choć o „Ferdydurke” rozmawiać nie chciała), druga K. popłakała się przeze mnie, ale mam nadzieję, że mi to wybaczy, P. choć trochę przyzwyczaiła się do moich dowcipów. Naprawdę warto choćby z tych powodów (także autentycznego płaczu drugiej K.) poprowadzić kurs.
A kurs – to nie tylko przekazywanie wiedzy i umiejętności. To, jak wielokrotnie mówimy, ładowanie akumulatorów. I nasz kurs też taki był. Ładował akumulatory. Potrzebny był kursantom i kadrze. A ja czuwałem, aby wszystko przebiegło zgodnie z planem. Tak, nadal bardzo podoba mi się harcerstwo.