Nie, nie jesteśmy zaprzyjaźnieni. Choć spotkaliśmy się kilka razy i nasze życiorysy mają ze sobą wiele wspólnego. Nie tylko dlatego, że naszym matkom udało się wyjść z życiem z warszawskiego powstania, nie tylko dlatego, że w przeszłości naszych bliskich pojawia się tragiczne słowo Katyń. Nie tylko dlatego, że obaj jesteśmy belframi a nasze żony są instruktorkami harcerskimi. Przede wszystkim dlatego, że harcerstwo nas ukształtowało i wcale się tego nie wstydzimy.
Dawno, dawno temu, na początku roku 1965 dwudziestoletni Wojtek Dąbrowski napisał tak: „Wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam harcerstwu. Zdobyłem określoną pozycję społeczną i odnalazłem swoje miejsce w świecie. Znalazłem coś, co stało się pasją mojego życia. Czuję, że spełniam ważne społeczne zadanie, że robię tak, jak tylko najlepiej potrafię. Taka świadomość jest źródłem wielkiej satysfakcji i zadowolenia z pracy”. Nic dodać, nic ująć. Bo od tamtych zamierzchłych czasów nic się nie zmieniło.
Nie jesteśmy zaprzyjaźnieni, choć jesteśmy sobie tak bliscy. Dziś po raz pierwszy byłem na wystepie Wojtka. Takim uroczystym, bo Wojtek skończył właśnie siedemdziesiąt lat i postanowił udowodnić, że jest młody. Ale równoczesnie, że wiele w życiu przeżył i że wiele w życiu dokonał. Przez dwie godziny bawił więc nas opowieściami z własnego życia oraz przez siebie napisanymi piosenkami i wierszami. Bo Wojtek – nauczyciel matematyki – jest przawdziwym człowiekiem renesansu, jest humanistą. Między innymi ma umiejętność rymowania na każdy temat. Potrafi też śpiewać. I to jak! Organizuje, redaguje, promuje, wspomina… Duża rzecz.
I jest jeszcze coś, co w czasie dzisiejszego wieczoru udowodnił – potrafi utrzymywać kontakt z widownią. A nie jest to proste dla amatora. Lecz czy Wojtka można jeszcze nazwać amatorem? Przecież tyle razy występował publicznie, że pewnie tego nie da się zliczyć.
Kupiłem książkę „Szast, prast i siedemdziesiątka”. A w niej jego teksty i teksty o nim. Pierwszy napisał, gdy miał pięć lat. A więc sześćdziesiąt pięć lat twórczości literackiej. Niezły wynik. Zaśpiewaliśmy Wojtkowi „sto lat”. A on zaprosił nas na swój benefis w roku 2045. Jeżeli to będzie możliwe, na pewno przyjdziemy.